maja 16, 2021

Najpiękniejsza pamiątka.Vi Keeland, Penelope Ward


Ten duet zawsze brałam w ciemno. Zaraz się przekonacie czy tym razem był to dobry wybór.

Od początku wszystko szło nie tak. Zerwane zaręczyny tuż przed samym ślubem. Samotna wycieczka zamiast podróży poślubnej. Fatalna pogoda, odwołane loty, a w perspektywie koczowanie w lobby hotelu zamiast oczekiwania na koniec śnieżycy w cywilizowanych warunkach. To wtedy nieoczekiwanie zaczęła się historia rodzeństwa Madeline i Milo Hookerów, choć oboje nazywali się zupełnie inaczej i wcale nie byli bratem i siostrą.
Śnieżyca minęła, loty przywrócono, a Madeline i Milo nie potrafili się rozstać. Stali się sobie bliscy. Przez kilka cudownych dni byli nierozłączni. Nie poznali swoich prawdziwych imion, choć zdradzili sobie najpilniej skrywane sekrety. Zwiedzali razem różne miejsca i zbierali pamiątki. A gdy wreszcie przyszedł czas rozstania, obiecali sobie, że spotkają się znów, za trzy miesiące w Nowym Orleanie. Wtedy będą już wiedzieć, czy są na siebie gotowi.
Powrót do domu przyniósł dziewczynie nowe rozterki i kolejne znaki zapytania. Od chwili pożegnania wiedziała, że będzie tęsknić za pięknym nieznajomym. Serce mówiło jej, że są dla siebie stworzeni i mogą zbudować cudowny związek. Rzeczywistość jednak okazała się zupełnie inna od marzeń o bajkowej miłości. Madeline — a właściwie już Hazel — zaczęła sobie zadawać pytania, czy w jej przyszłości jest w ogóle miejsce dla mężczyzny i czy ma jeszcze szansę na prawdziwe, szczere uczucie.

Ogarnęło ją zwątpienie, a miesiące powoli upływały...
Czy wspomnienia mogą zastąpić prawdziwą miłość?

Powiem wam, że od razu widać, że to Pani Keeland przewodzi w tej książce.  Nie za bardzo przepadam za jej książkami i czuć, że to właśnie ona grała pierwsze skrzypce w tej powieści.
Brakowało mi tej lekkości, jaka zawsze cechuje książki Ward i tego duetu również. Nie mogłam się wciągnąć w historię,  która generalnie wydawała mi się momentami nudna. Wręcz usypiająca. 
Może i zaczęło się dobrze, ale im dalej w las, tym gorzej. Co bardzo mnie zasmuciło.
Zazwyczaj książki tego duetu są jak ciepły, letni deszcz. Są orzeźwieniem. 
A ta jest jej zupełnym przeciwieństwem.
To nie tak, że bohaterowie mi nie podpasowali. Bo rzeczywiście od samego początku ich polubiłam, ale nie tak by zawładnęli moim sercem. Od tak. Są bo są. 
Zazwyczaj bohaterowie tego duetu mają w sobie to coś. Coś co sprawia, że nie można o nich zapomnieć. Mimo, że obydwoje polubiłam, to nie boję się pokusić o stwierdzenie, że są mdli. Brak im tej iskry, która powinna ich cechować. 
No, ale sami wiecie. Przy tylu dobrych książkach,  napisanych przez ten duet, może się trafić coś słabszego. I moim zdaniem, ta książka taka jest.
Nie czułam jej. Czytałam by czytać.
I mogę powiedziećub napisać to głośno:  ,,to najgorsza książka tego duetu".

Czy polecam??
Niby powinnam napisać, żebyście się sami przekonali, ale przy tak dużej liczbie dobrych książek na naszym rynku,  tej wam nie polecam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger