Walczę z cieniami naszej przeszłości. Walczę o odzyskanie swojej przyszłości. Walczę dla niej.
Po bardzo dobrym tomie Walcząc z ciszą, wiedziałam, że koniecznie muszę przeczytać Walcząc z cieniami. Wiedziałam też, że ten tom mnie nie zawiedzie, tak samo jak pierwszy.
Po tym co stało się w pierwszym tomie Flint, główny bohater tej części, wylądował na wózku inwalidzkim. Lekarze dawali mu szansę na wstanie w wózka, ale to wiązało się z ogromnym poświęceniem i mnóstwem czasu i chęci do ćwiczeń.
A jak tu ćwiczyć, gdy rehabilitantka sama z chęcią ćwiczy na siusiaku swojego podopiecznego??
Na dodatek widok szczęśliwego starszego brata i kobiety którą kocha i która nie jest jego, nie poprawia humoru Flinta. Można powiedzieć, że wręcz go pogarsza.
Chciał uciec. Chciał znaleźć jak najdalej od wszystkich. I udało mu się to.
Odciął się od tych, którzy go kochali.
Jednak gdy Quarry miał problemy Flint stanął na wysokości zadania.
I właśnie tak poznał Ash Mabie. Zagubioną dziewczynę, która walczyła o to by przetrwać w tym okropnym świecie.
Właśnie dla Ash, Flint rozpoczął swoją walkę.
Walkę o swoje życie.
O siebie.
O Ash.
Podjął walkę z cieniami.
Jeżeli pokochaliście tom pierwszy, to drugi powinien sprostać waszym wymaganiom.
W sumie, z ręką na sercu mogę przyznać, że ten tom jest nawet lepszy od Walcząc z ciszą.
Zacznę od Ash.
Jejku. Od samego początku przypadła mi do gustu.
Pomimo młodego wieku wie o tym, że życie to nie bajka. Jednak stara się czerpać z niego to co najlepsze.
Flinta pokochałam już w pierwszym tomie.
Ma w sobie to coś. Coś co przyciąga mnie do niego.
Nie potrafię tego określić.
Jest boski i koniec. Chociaż trzeba mu przyznać, że czasami ma niewyparzony język.
Za to razem tworzą mieszankę wybuchową.
Są do siebie tak podobni. Jednocześnie są tak różni.
Książka ta od pierwszy stron wciągnęła mnie do tego stopnia, że spóźniłam się do pracy.
Poważnie. Nie mogłam się od niej oderwać. A to chyba najlepsza reklama dla książki.
Książka ta ma w sobie realizm. Nie jest to kolejna wyimaginowana historia, która w życiu codziennym nigdy nie mogłaby mieć miejsca.
Historia Flinta, historia braci Page jest tak realna, że człowiek wyobraża sobie, że to co spotkało głównego bohatera może spotkać czytelnika. Może spotkać każdego z nas
I jeszcze te emocje. Książka aż kipi emocjami jak gotującą się woda. Poważnie.
Na prawdę ciężko mi sobie wyobrazić co czuje Flint.
Jednego dnia był wysportowany, biegajacy i uprawniający sport. A drugiego dnia stał się uzależniony od innych. Ja bym się załamała. Nie wiem co bym zrobiła, ale wydaje mi się, że cała moja wola walki ulotniłaby się. Podziwiam go za to, że się nie poddał.
Fakt. Czasami zachowywał się jak d@^#k, ale kto z nas by się tak nie zachował.
Kochani.
Jeżeli poszukujecie książki gdzie walka z własnymi słabościami będzie na porządku dziennym, to trafiliście idealnie. Jeżeli poszukujecie powieści, w której walka z deminami przeszłości jest czymś codziennym to również trafiliście idealnie. W sumie jest poszujecie BARDZO DOBREJ książki to też dodam, że trafiliście idealnie.
Więc nie zastanawiajcie się i czym prędzej zamawiajcie Walcząc z cieniami, bo naprawdę warto.
Dodam jeszcze, że jak na szpilkach czekam na historię trzeciego braci Page, ponieważ końcówka sprawiła, że stałam się chodzącym bałaganem.
Już się nie mogę doczekać Walczyć z samotnością.
Za egzemplarz dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz