Świat ma co najmniej tysiąc wiosek i miast
List w życiu człowiek napisał co najmniej raz
Ludzie zajdzcie z drogi, bo listonosz jedzie
Ciężka jest o listów torba listonosza dziś.
Ludzie zajdzcie z drogi, bo listonosz jedzie
Może ktoś na ten list czeka kilka długich lat dostanie go może dziś.
Penelope Douglas, która jest dla mnie mistrzynią relacji HATE-LOVE, tworzy najlepsze historie dziejące się w szkołach średnich. Dręczyciel, a teraz Punk57 to dla mnie klasa sama w sobie. Każda jej książka ma przesłanie, przesłanie tak aktualne i tak prawdziwe, że czasami wydaje mi się, że Penelope sama jest nastolatką.
Jednak mniejsza o to. Przejdźmy do fabuły.
18-letni Misha i Ryen nigdy się nie spotkali, ale wiedzą o sobie więcej niż wiele osób z ich otoczenia. A stało się tak dlatego, że siedem lat temu w ramach współpracy szkolnej zaczęli ze sobą korespondować. I pomimo tego, że akcja się zakończyła, ta dwójka tak dobrze się ze sobą dogadywała, że postanowili utrzymywać tę znajomość, która po pewnym czasie przerodziła się w przyjaźń.
Historia nabiera rozpędu w momencie, gdy nasi bohaterowie przez przypadek spotykają się ze sobą. Misha, który wcześniej złamał ich wspólne postanowienie i ,,sprawdził" Ryen w Internacie. I on wie kim ona jest. Za to ona nie ma bladego pojęcia kogo spotkała na swojej drodze.
Misha, który nie przyznaje się Ryen, że on to on, z jednej strony jest oczarowany swoją korespondencyjną przyjaciółką, a z drugiej czuje się oszukany, ponieważ ta Ryen, którą widzi nie jest tą samą dziewczyną z którą zna się jak przysłowiowe łyse konie.
Chciał jej się później przyznać, że on to on. Jednak stało się coś takiego, że przestał on pisać do Ryen, jednak ona ciągle do niego pisała. Jednocześnie Ryen poznaje w szkole nowego ucznia.
Co nowy uczeń będzie miał wspólnego z Mishą? Co wspólnego z Mishą ma dyrektorka szkoły? I co zrobi Ryen jak dowie się całej prawdy??
Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie czytając tę książkę.
Wszyscy jesteśmy okropni, czyż nie? Tylko niektórzy to ukrywają, a inni się z tym obnoszą.
Na każdą książkę Douglas czekam jak dziecko na świat. I nie ma znaczenia, że wszystkie, które będą wydawane w Polsce są już przez mnie dawno przeczytane w oryginale.
Za każdym razem jestem jej książkami tak samo zachwycona. I dodać muszę, że każdą z nich czytałam więcej niż raz.
Po pierwsze. W każdej z książek Douglas bohaterowie są dopracowani w najdrobniejszych szczegółach. I tak samo było w tym przypadku.
Misha to typowy bad boy. Nie idzie za tłumem. Jest przystojny. Bywa arogancki. Jednak w listach do Ryen pokazuje jej całego siebie. Bez tej całej otoczki, która jest wokół niego na co dzień. Dodać muszę, że polubiłam tego chłopaka od pierwszej kartki.
Ryen natomiast nie doznała mojej sympatii od samego początku. I ona i ja musiałyśmy dojrzeć do tej znajomości. Według mnie to jedna z tych bohaterek którą na koniec książki albo się kocha, albo nienawidzi. Nie można przejść obok niej obojętnie. Jest wyrazista, prawdziwa. Moim zdaniem troszkę się zagubiła, jednak przy pomocy Mishy wraca na właściwą drogę.
395 stron wciągającej historii od której nie będziecie mogli się oderwać. I nie ważne, czy masz lat 18 czy 45. Każdy z czytelników znajdzie w niej coś co urzeknie to do tego stopnia, że będzie czytać, aż nie przeczyta ostatnich słów książki.
Uniwersalna, ponadczasowa. Tak mogę powiedzieć o tej książce, ponieważ problemy które możemy w niej zobaczyć były, są i będą. I nie ma znaczenia który mamy wiek.
Potrzeba akceptacji jest ważna dla każdego, chociaż nie każdy powie o tym głośno. I wielu z nas udaje tylko po to by być akceptowanym i lubianym. I nie chodzi tutaj tylko o szkołę, ponieważ w dorosłym święcie też tak bywa.
Jednak mniejsza o to. Przejdźmy do fabuły.
18-letni Misha i Ryen nigdy się nie spotkali, ale wiedzą o sobie więcej niż wiele osób z ich otoczenia. A stało się tak dlatego, że siedem lat temu w ramach współpracy szkolnej zaczęli ze sobą korespondować. I pomimo tego, że akcja się zakończyła, ta dwójka tak dobrze się ze sobą dogadywała, że postanowili utrzymywać tę znajomość, która po pewnym czasie przerodziła się w przyjaźń.
Historia nabiera rozpędu w momencie, gdy nasi bohaterowie przez przypadek spotykają się ze sobą. Misha, który wcześniej złamał ich wspólne postanowienie i ,,sprawdził" Ryen w Internacie. I on wie kim ona jest. Za to ona nie ma bladego pojęcia kogo spotkała na swojej drodze.
Misha, który nie przyznaje się Ryen, że on to on, z jednej strony jest oczarowany swoją korespondencyjną przyjaciółką, a z drugiej czuje się oszukany, ponieważ ta Ryen, którą widzi nie jest tą samą dziewczyną z którą zna się jak przysłowiowe łyse konie.
Chciał jej się później przyznać, że on to on. Jednak stało się coś takiego, że przestał on pisać do Ryen, jednak ona ciągle do niego pisała. Jednocześnie Ryen poznaje w szkole nowego ucznia.
Co nowy uczeń będzie miał wspólnego z Mishą? Co wspólnego z Mishą ma dyrektorka szkoły? I co zrobi Ryen jak dowie się całej prawdy??
Na te i inne pytania odpowiedzi znajdziecie czytając tę książkę.
Na każdą książkę Douglas czekam jak dziecko na świat. I nie ma znaczenia, że wszystkie, które będą wydawane w Polsce są już przez mnie dawno przeczytane w oryginale.
Za każdym razem jestem jej książkami tak samo zachwycona. I dodać muszę, że każdą z nich czytałam więcej niż raz.
Po pierwsze. W każdej z książek Douglas bohaterowie są dopracowani w najdrobniejszych szczegółach. I tak samo było w tym przypadku.
Misha to typowy bad boy. Nie idzie za tłumem. Jest przystojny. Bywa arogancki. Jednak w listach do Ryen pokazuje jej całego siebie. Bez tej całej otoczki, która jest wokół niego na co dzień. Dodać muszę, że polubiłam tego chłopaka od pierwszej kartki.
Ryen natomiast nie doznała mojej sympatii od samego początku. I ona i ja musiałyśmy dojrzeć do tej znajomości. Według mnie to jedna z tych bohaterek którą na koniec książki albo się kocha, albo nienawidzi. Nie można przejść obok niej obojętnie. Jest wyrazista, prawdziwa. Moim zdaniem troszkę się zagubiła, jednak przy pomocy Mishy wraca na właściwą drogę.
To, co zawsze uważałam, okazuje się prawdziwe. W grupie jest bezpieczniej.
395 stron wciągającej historii od której nie będziecie mogli się oderwać. I nie ważne, czy masz lat 18 czy 45. Każdy z czytelników znajdzie w niej coś co urzeknie to do tego stopnia, że będzie czytać, aż nie przeczyta ostatnich słów książki.
Uniwersalna, ponadczasowa. Tak mogę powiedzieć o tej książce, ponieważ problemy które możemy w niej zobaczyć były, są i będą. I nie ma znaczenia który mamy wiek.
Potrzeba akceptacji jest ważna dla każdego, chociaż nie każdy powie o tym głośno. I wielu z nas udaje tylko po to by być akceptowanym i lubianym. I nie chodzi tutaj tylko o szkołę, ponieważ w dorosłym święcie też tak bywa.
Zawsze powinniśmy mieć nadzieję. Zmieniamy się i nasze otoczenie również się zmienia. Wszystko zmieni się na lepsze. Niemniej to nie znaczy, że przez cały ten czas nie potrafimy nic zrobić. Nie mogę zmienić jego życia, ale mogę mu pomóc.
Ogromnym zaskoczeniem tej powieści jest zakończenie.
Sama jeszcze nie jestem rodzicem, ale naprawdę nie pojmuję jak można tak się zachować w stosunku do swoich dzieci. To jest dla mnie nie pojęte. I mam nadziej, że ta osoba będzie smażyć się w piekle.
Wiem, że to fikcja literacka, ale przy prawdziwość tej książki jest to strasznie smutne.
Kochani. Jeżeli poszukujecie książki, która reprezentuje sobą jakieś wartości i ma przesłanie, które idealnie będzie pasować do każdego z nas. To trafiliście idealnie.
Niebanalna fabuła. I brak słodyczy od której was by zemdliło jest kolejnym plusem na tak, by sięgnąć po tę powieść.
Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Jednak po co.
Najlepiej byście sami sięgnęli po tę pozycję i się przekonali.
Za egzemplarz dziękuję
Nie znam tej autorki, ale Twoja recenzja mocno zachęca, aby sięgnąć po jej książkę :)
OdpowiedzUsuńnie znałam tej autorki, chętnie przeczytam jakąś jej publikację
OdpowiedzUsuńmusze koniecznie przeczytać
OdpowiedzUsuń