#reklama
Zapraszam was na moją opinię na temat książki Known from Snow od Veli Szulwińskiej.
Dodam, że opinia będzie pełna spojlerów ukazujących absurdy tej książki.
Felicity Mistlee co roku czeka na zimę, bo wtedy znowu może poczuć śnieg pod nartami a na twarzy powiew zimnego, górskiego powietrza. Teraz, kiedy właśnie skończyła szkołę średnią, postanawia zostać wolontariuszem na austriackich stokach narciarskich. Wszystko zapowiada się genialnie, ale niestety jej plany rozsypują się w drobny mak. Neo Harrison – król tamtejszych stoków, zawodowy snowboardzista – przypadkiem wjeżdża w dziewczynę, powodując wypadek.
Chłopak, dla którego do tej pory liczyło się tylko szpanowanie na stoku, alkohol i imprezy, pierwszy raz w życiu jest załamany. Przez swoją nieuważność wyrządził niewyobrażalnie wielką krzywdę, i to nie sobie, a komuś. W jednym momencie jego świat się zmienia i nie liczy się już deska, a brązowowłosa dziewczyna o zielonych oczach. Jednak czy Felicity jest w stanie wybaczyć komuś, kto odebrał jej jedyne źródło szczęścia, którym była możliwość realizowania swojej pasji?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej piętnastego roku życia.
Cóż....
Sięgnęłam po tę powieść ze względu na okładkę i opis.
Naprawdę sądziłam, że dostanę emocjonującą historię o wybaczeniu, pasji miłość.
A co dostałam?
Cóż...bzdura na bzdurze pogania absurd.
Bo ludzie...Ta książka jest zła.
Jest naprawdę zła.
Zastanawiam się czy autorka sprawdziła jak wygląda pobyt w szpitalu po ciężkim urazie kręgosłupa, gdzie szansę na to, że poszkodowany będzie chodził wynoszą 30%.
Mam wrażenie, że nie, bo Felicity bo ciężkim wypadku, w którym została częściowo sparaliżowana, po kilku, dosłownie kilku dniach sama ,,wspina" się na wózek.
A po wybudzeniu po ciężkiej i długiej operacji rozmawia sobie jak gdyby nigdy nic.
Fajnie.
Ja byłam pod narkozą raptem dwie godziny a obrzygałam się cała, a kontaktować się ze światem wokół zaczęłam po 6 godzinach i to tylko na zasadzie powiedzenia by ktoś napisał do mojej rodziny, że żyję, akurat panował Covid i rodzina nie mogła być w szpitalu.
I dalej poszłam w śpiocha.
Najwidoczniej Fel dostała lepsze prochy.
Felicity miała ten wypadek w Austrii.
A ona sama pochodzi z USA.
Przylatują do niej rodzice i najlepsza przyjaciółka. Do obcego kraju, na inny kontynent, do sparaliżowanej córki i przyjaciółki.
I wszyscy nie mają dla niej czasu.
Ciągle coś robią, gdzieś wychodzą.
A dziewczyna siedzi sama.
No ludzie.
Przelecieć dla kogoś pół świata, a potem go olać, tym bardziej własne dziecko....słabe.
No, ale cóż.
Słabe jest również to jak ukazane jest tutaj samobójstwo. I to się dzieje z taką osobą po próbie samobójczej.
Dziewczyna łynęła od groma tabletek, po czym wbiła sobie nożyczki w nadgarstek.
A po całym zdarzeniu leży sobie od tak, w szpitalu, jakby nic sobie nie zrobiła.
Odwiedzają ją znajomi i generalnie wyjebka na próbę samobójczą.
Ale mam jeszcze jednego hita.
Naszą bohaterkę odwiedzają znajomi z tego wolontariatu.
Ona jest już w szpitalu.
Po wypadku itd.
I jeden z tych ,,znajomych" wypala z tekstem:
– A tak nie jest? – Drzwi trzasnęły, a w pokoju znalazł się Frey. – Nie jesteś śmieciem skrzywdzonym przez los? – Chłopak uśmiechnął się szyderczo.~
I mamy jeszcze ,,fantastyczny" ciąg dalszy:
-Poza tym musiałem zrobić fotę tej pokrace, przez którą mój przyjaciel się do mnie nie odzywa, na tym komicznym wózeczku – dodał, a w jego głosie było tyle jadu, ile nie słyszałam jeszcze u nikogo.~
I jeszcze nie koniec cudownego spotkania w szpitalu:
– Co ty robisz?! I ty się dziwisz, że ktoś cię nie lubi? Rozwaliłaś mojemu chłopakowi telefon tylko dlatego, że zażartował! – Ivy z przejęcia podniosła się z krawędzi mojego łóżka.~
Nosz kurwa.
Ludzie.
I nikt tam nie reaguje tak jak powinien.
Matko i córko i reszta rodziny. 😱😱😱
No i kilka dni, już nie pamiętam ile, ale dosłownie kilka, po próbie samobójczej Fel vel Narciareczka wychodzi sobie ze szpitala.
Generalnie zastanawiam się czy autorka kiedykolwiek była w szpitalu. I wie jak to funkcjonuje.
Bo mam wrażenie, że ,,risercz" był robiony na podstawie serialu Daleko od noszy 😂😂😂
W sumie wiedza autorki na temat chrowania, poważnego, pobytu w szpitalu i rekonwalescencji jest na poziomie zerowym.
Wszystko co jest tam opisane jest totalną bzdurą, którą w kilka sekund można zweryfikować w Google.
Nawet nie trzeba czytać fachowej literatury.
Wystarczyło poświęć troszkę czasu i cyk. Byłoby ok.
A tak to wyszło jak wyszło.
Ostatnio panuje chyba moda na gloryfikację alkoholizmu, patusiarstwa i wszelakiej degeneracji ludzi.
Bo jak nazwać można fakt, że trener w alpejskim kurorcie puszcza na stok pijanego wolotariusza?
No ludzie.
No i mamy jeszcze główną bohaterkę, która jest najzwyczajniej w świecie głupia, pusta i nie ma chyba w sobie żadnych pozytywnych cech charakteru. Tej dziewczyny nie da się polubić.
Cytując mojego znajomego: nie mam do Felicity nic, nawet szacunku. 😊
Jest jeszcze Neo.
Wolontariusz, zajebisty snowboardzista, pijak, który nawet na stok musi iść pod wpływem.
Chociaż chłopak się przynajmniej ogarnął.
Wyciągnął wnioski z wypadku i poszedł po rozum do głowy.
Chociaż i tak nie pałam do niego jakąś wielką miłością.
Jednak i tak jest o niebo lepszy i fajniejszy niż wybranka jego serca, która leżąc na oddziale rehabilitacji ma w pokoju chłopaka chorego na białaczkę.
Tak, jest on potem w innym pokoju, ale przecież czekając na wyniki badań nie dają ludzi do obojętnie jakich sal nie patrząc na oddział.
Ech...
A wystarczyło wpisać to sobie w Google lub przejść się do najbliższego szpitala, większość jednostek szpitalnych w UE działa.
podobnie.
A na sam koniec zostawiłam coś czego autorka powinna się wstydzić, czyli opisanie próby samobójczej.
Zastanawiam się jak można to tak opisać.
Ja nawet nie mam słów bym wam napisać jak się z tym czuję, bo bym musiała pojechać autorce, a nie chcę tego robić.
Mam tylko nadzieję, że następnym razem zastanowi się kilkanaście razy zanim coś napisze.
Czy polecam???
NIE.
NIE.
NIE.
Myślałam, że Hell, Monety czy Students jest złe, lecz moi drodzy, Known from Snow przebiło te książki.
Zebrać wszystkie absurdy z wyżej wymienionych tytułów, a i tak mamy ich mniej iż opiniowanej właśnie książce.
Zazwyczaj piszę, że warto się samu przekonać.
Tym razem jednak nie będę was do tego namawiać.
Tej książki nie poleciłabym swojemu wrogowi.
Uważam, że jest ona przykładem na to, że pisać może każdy, ale nie każdy powinien być wydany.
Nie czytajcie.
Lecz jeżeli wasz masochizm jest większy niż mój to książkę znajdziecie min na Legimi
Bo nawet złe książki czytamy legalnie.
@obserwujący
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz