września 12, 2022

Przysięga kłamstwa. Rina Kent.


Nazwisko autorki już od jakiegoś czasu pojawiało się na różnych książkowych stronach.
I w większości przypadków były to opinie pozytywne.
Zaraz się przekonamy czy te ochy i achy były podstawne.
No to jedziemy.

Winter Cavanaugh, oprócz wspomnień, nie ma praktycznie nic. Ani dachu nad głową, ani godności. Kiedy może stracić również wolność, z pomocą przychodzi jej pewien gangster, najbardziej niebezpieczny i okryty złą sławą mafioso w mieście, Adrian Volkov.
Mężczyzna składa jej bardzo dziwną ofertę. Chce, żeby udawała jego zmarłą żonę. Wszystko wydaje się irracjonalne: jego propozycja, próba szantażu, postawienie dziewczyny w sytuacji bez wyjścia.
Winter nie rozumie, dlaczego Adrian Volkov wybrał właśnie ją.
Kobieta szybko orientuje się, że tak samo jak na ulicy, również w domu męża będzie musiała walczyć o przetrwanie. Mężczyzna traktuje ją przedmiotowo, nie pozwalając jej się odzywać. Chce, żeby bez słowa wykonywała polecenia, aż w końcu stanie się jego zmarłą Lią.
Winter zaczyna rozumieć, że w tej sytuacji pobyt w więzieniu byłby nie najgorszą opcją.

Powiem wam, że podchodziłam do tej książki jak pies do jeża. 
Bo w większości przypadków jak ludzie się czymś zachwycają, to ja jestem na nie.
Lecz nie tym razem.
Oooooo nie.
Przysięga kłamstwa mnie zachwyciła.

A czemu.
Zaraz wam napiszę. 

Tym razem zacznę od końca.
Zakończenie 😱😱😱
Bosze...
Ciężko mnie zaskoczyć.
Lecz Rinie Kent się udało.
W życiu bym nie wpadła na to co się wydarzyło.
Bo jak babcię kocham, nic na to nie zapowiadało.
Taki zwrot akcji.
Gratulacje dla autorki.
Bo naprawdę teraz jak na szpilkach  będę czekać na drugi tom, chociaż nie powiem. Kusi mnie by kontynuację losów Adriana i Winter przeczytać w oryginale.
No, ale teraz przejdźmy do początku.
Już sam początek sprawia, że chcemy więcej.

Śmierć może przyjść w postaci sobowtóra. 
Jest taki stary jak świat mit, który mówi, że gdy spotkasz kogoś, kto wygląda tak samo jak ty, jedno z was umrze.

Powiem wam, że już sam początek sprawił, że byłam pod wrażeniem. 
Od pierwszych stron historia poprowadzona jest tak, że nie sposób się od niej oderwać.
Chociaż postać Winter sprawiała, że nie raz miałam ochotę odłożyć czytnik.
Nie wiem czemu, ale jakoś nie polubiłam głównej bohaterki. 
Było mi jej żal,  współczułam jej, lecz pomimo wszystko nie wyzwalała ona we mnie pozytywnych uczuć.
No, ale cóż. 
Nic na to nie poradzę.
Chociaż w głębi duszy to troszkę jej kibicowałam.
Bo jak Winter mnie drażniła,  tak Adrian....łooooo panie. 
Ten koleś najzwyczajniej w świecie mnie wkurwiał.
Rozumiem wszystko.
Pewność siebie. 
Wyrachowanie.
To, że musi sprawować kontrolę nad wszystkim.
Lecz jest w nim coś takiego, co sprawia, że nie darzę go uczuciem.
Generalnie w całej historii  nie ma w 100% pozytywnych postaci.
No może prócz Jeremego, ale on jest za mały by skalało go zło tego świata.

Czytając tę powieść nie ma czasu na nudę.
Może akcja nie pędzi na łeb i szyję,  ale została ta poprowadzona, że czytelnik chce więcej.
Chce na już wiedzieć co stanie się dalej.
I niby czytając dalej mamy już w głowie swój plan, lecz wystarczy jedna akcja, jedno zdanie i BUM. Nic nie jest już na swoim miejscu.
Znowu jest więcej pytań niż odpowiedzi.

W ten sposób odróżniasz rzeczywistość od halucynacji. Ból oznacza, że to, co widzisz, jest prawdziwe. Brak bólu oznacza, że to jakaś chora gra w twojej głowie.

Niby to książka mafijna. 
I fakt, mamy tutaj rosyjską mafię, lecz nie jest to taka mafia jak w książkach,  które są dostępne na rynku.
Podobało mi się, że cała struktura została opisana bardziej szczegółowo.
Lecz pamiętajcie,  to nie jest książka dokumentalna,  a pozycja przy której mamy się zrelaksować.
No, ale mniejsza o to.

Mroczny klimat tej historii sprawia, że tajemnice którą odkrywamy w tej  książce nie są jednoznaczne.
Nie są odpowiedziami na wszystkie pytania jakie sobie zadamy podczas jej czytania.
A będzie ich dużo.

Potrząsam gorączkowo głową, nie chcąc tego słuchać, nie chcąc, by napływ energii, który przepływa przez moje żyły, uderzył mi do głowy. 

Powiem wam, że od pierwszych stron przepadłam. Nie mogłam się od niej oderwać. 
Mogę psioczyć na cały świat: znowu mafia. O nie.
Jednak jak dostaję w swoje ręce coś takiego jak Przysięga kłamstwa, to nie ma zmiłuj. Czytam do samego końca. Na jeden raz. I jestem więcej niż pewna, że tak będzie też z wami. Że przepadniecie i zakochacie się w tej powieści. A co najważniejsze w stylu pani Kent, tak samo jak ja.



Czy polecam??
Oczywiście, że tak. Ta pełna napięcia, mroku i brutalności książka wciąga pomiędzy swoje strony jak mafia w swoje szeregi: jak złapie to nie puści. 
I pomimo tego, że pierwszy tom do dopiero przedsmak tego co będzie się działo dalej to muszę powiedzieć to głośno: AUTORKA POZYTYWNIE MNIE ZASKOCZYŁA.
Burzliwa historia Adriana i Winter wciągnęła mnie do tego stopnia, że niecierpliwością czekam na następny tom. Tym bardziej po takim zakończeniu.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger