#Ludkowelove powraca. Powraca w wielkim stylu.
A ja zaraz wam wszystko wyjaśnię.
No to zaczynamy.
Sześć lat po dramatycznych wydarzeniach Lavinia Hayes wciąż zmaga się ze stresem pourazowym. Choć wydaje się, że wreszcie wychodzi na prostą. Odnosi sukcesy jako autorka bestsellerowych thrillerów erotycznych, ale starannie ukrywa przed światem swoją prawdziwą tożsamość. Wygląda na to, że przeszłość przestaje kłaść się cieniem na życiu Lavinii, że w końcu na dłużej zagości w nim spokój.
I właśnie wtedy zaczyna dostawać wiadomości od stalkera. Ten ktoś najwyraźniej zna sekret, którego do tej pory dokładnie strzegli i pisarka, i jej wydawca. Jeśli zostanie ujawniony, może się stać groźny dla kariery, a nawet życia Lavinii. Jedyną osobą, na której pomoc może ona liczyć w tej sytuacji, jest Wayne Harrington, szef wydawnictwa. Nie darzyła go do tej pory specjalną sympatią ― mimo że niewątpliwie ma mnóstwo uroku ― a to ze względu na jego niechęć do jej twórczości. Oboje jednak postanawiają odłożyć niechęć na bok i zbliżyć się do siebie, bo tajemniczy prześladowca staje się coraz bardziej niebezpieczny i bezwzględny, a Vinnie nie ma pojęcia, komu powinna ufać...
Cóż....zacznę z grubej rury:
Ludka, nie wpadłam na to, kto jest stalkerem Vinnie.
Jak babcię kocham. Miałam w głowie kilka imion, lecz to jedno nigdy się tam nie pojawiło.
Łooooooo panie. Trzymałaś mnie w niepewności do samego końca. I udało Ci się to.
No, ale mniejsza o to.
Trzeba przejść do książki.
Tym razem zacznę od Wayne, którego polubiłam. W przeciwieństwie do Lavinii. Bo jak widzicie, ona nie darzy go uczuciem, przynajmniej z samego początku.
Och, z tej miny znam go najlepiej. Naprawdę szkoda, że ten mężczyzna jest taki przystojny i jego wygląd marnuje się przy tym paskudnym usposobieniu.
Ten facet ma w sobie to coś.
Jak tylko jego imię pojawiało się na kartkach powieści to przed oczami miałam połączenie kujona ze sportowcem. Pamiętacie jaki był Clark Kent z Supermana??
No to Wayne wydaje się być taki sam. Z tą różnicą, że Harrington jest pewny siebie.
Wie co potrafi. Zna swoją wartość. Po części można go nazwać aroganckim, ale jak dla mnie jest to seksowne i takie mraśne.
No nic nie poradzę na to, że od początku Wayne zdobył moją przychylność.
Lecz nie myślcie sobie, że wszystko co się z nim łączy jest takie och...ach....ech...
Oooooo nie.
Jest tutaj jeden ogromny, ale to ogromniasty minus.
Brakuje mi rozdziałów z jego perspektywy.
Nie mówię, że mają być one na zmianę z rozdziałami Vinnie, ale jakoś tak miałam malutką nadzieję, że epilog przeczytamy z perspektywy Harringtona.
No, ale cóż...nie można mieć wszystkiego.
A brak męskiej perspektywy nie rzutuje na odbiór całości.
Nadal jest cud, miód i orzeszki.
I właśnie tak sobie siedzę i gdybam nad twórczością Ludki. I wiecie do czego doszłam??
Ludka lubuje się w gburach.
O bosze....poważnie.
Każdy z jej bohaterów to gbur i buc jakich mało.
Każdego z nich uwiebiam.
Niektórych kocham.
Lecz każdy z nich bywa dupkiem do kwadratu.
No, ale cóż....
Uwielbiacie tych dupków tak samo jak ja.
No to teraz panna Hayes czy też Candice Bloom, jak przedstawia się swoim fanom Vinnie.
Sześć lat temu Lavinia przeżyła piekło, które odcisnęło piętno na tym kim jest ona dzisiaj.
Od pierwszej strony wyjątkowo ją polubiłam. To taka zwykła dziewczyna, która pomimo tego, że jest gwiazdą, bo tak ją można nazwać, nie wywyższa się.
No i prowadzi księgarnię.
Pamiętacie film Masz wiadomość z Meg Ryan i Tomem Hanksem??
Tam właśnie główna bohaterka, grana przez Meg prowadzi księgarnię.
I właśnie tak sobie wyobrażam księgarnię Vinnie.
Klimatyczne miejsce, gdzie pracownicy znają się na literaturze.
Miejsce, gdzie po wejściu czujesz zapach papieru i palonej kawy.
Ach.....jak się rozmarzyłam.
No, ale musimy powrócić do książki.
Tak jak napisałam wcześniej Vinnie to ekstra babka. Chociaż przeżyła w życiu swoje. I nie dziwi mnie jej zachowawcze zachowanie.
Ludka Skrzydlewska jak zawsze na plus.
Tajemnica....jest.
Przystojny buc...jest.
Atrakcyjna bohaterka...jest.
Wątek kryminalny...jest.
Romansik...jest.
Gorące sceny...są.
Siusiak odmieniany przez wszystkie przypadki...brak.
No sami widzicie. Plus za plusem plusa pogania.
Nic tylko brać.
Ludka do swoich książek zawsze wplata jakiś wątek kryminalny.
I tak samo jest i tym razem.
Lecz Panie i Panowie, w życiu Romana nie odgadniecie kto jest stalkerem Vinnie.
No w życiu.
Jestem ciekawa waszych typów.
Także piszcie mi pod postem lub na priv kogo obstawiacie.
Ludka Skrzydlewska po raz kolejny po mistrzowsku wodziła nas za nos. Po raz kolejny napisała coś, od czego trudno się oderwać. Ja nie mogłam.
Czytając tę książkę przeżywałam wszystko razem z bohaterami. Kibicowałam im. Dopingowałam ich. By jednocześnie zrugać ich w myślach za to, że robią coś nie po mojej myśli. A było tak dosyć często.
Ja dosłownie żyłam tą powieścią.
Wspominając o książce Ludki, nie sposób nie wspomnieć o tym jak książka została napisana. Kocham Ludkę za jej styl, za lekkość pióra, za idealny dobór słów. Za to, że niczego nie ma w jej powieściach za mało lub za dużo. Za to, że nie muszę się domyślać, co autor miał na myśli.
I tak samo jest i tym razem.
Fikcyjna dziewczyna, to któraś z kolei już książka autorki, którą przeczytałam, a za każdym razem jestem zaskoczona i zachwycona jej warsztatem literacki.
Przy Fikcyjnej dziewczynie, jak i przy innych książkach Ludki, nie mogłam się od niej oderwać. Fabuła wciągała mnie do tego stopnia, że przeczytałam ją na raz. No nie mogłam jej odłożyć. Ciągle sobie mówiłam: tylko jeszcze jeden rozdział. I bum. Koniec. Odłożyłam czytnik i powiedziałam do siebie: JAKIE TO BYŁO DOBRE. CHCĘ WIĘCEJ.
Wielki ukłon też w stronę Ludki za emocje.
Czuć je z każdej przeczytanej strony.
Złość, gniew, radość, szczęście.
Tak w wielkim skrócie opisałabym uczucia jakie targały mną podczas czytania Fikcyjnej dziewczyny. A to chyba najważniejsze, ponieważ nie ma nic gorszego dla autorka niż książka, która nie wywołuje emocji.
A tutaj wam ich nie zabraknie.
Cóż mogę wam jeszcze napisać??
To chyba będzie na tyle.
No w sumie to napiszę: ZAMAWIAJCIE I CZYTAJCIE.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz