grudnia 08, 2021

Zmartwychwstanie. Siobhan Davis


No to jedziemy. Na totalnym spontanie.

Jeżeli zaglądacie do mnie regularnie to wiecie,  że trafiają mi w łapki książki,  które są totalnym gniotem, ale wielbię je pod niebiosa. Mam tak najczęściej z Amo Jones i Tijan.
I teraz do tego grona awansowała Siobhan Davis.
Bo ludzie. Co tam się działo.
Łoooo panie i panowie. To Sodoma i Gomora naszych czasów.
Lecz zanim do tego dojdziemy,  łapcie opis. 

Wszystko zmieniło się w dniu śmierci taty. W dniu, w którym spotkałam Sainta, Galena, Caza i Theo.
Po wspólnie spędzonej, gorącej nocy ci niebezpieczni chłopcy chcieli mnie zniszczyć, ale nie zdawali sobie sprawy, że nie można zniszczyć czegoś, co już jest zepsute. Poza tym destrukcja daje satysfakcję tylko wtedy, gdy ofiara coś czuje.
Ja tego nie robię. Od lat żyję w piekle i nic nie jest w stanie przebić się przez mur, który wzniosłam wokół serca.
Aż do czasu, gdy członkowie Sainthood uznają, że należę do nich. Ich okrutne gry, ostre słowa i szorstki dotyk budzą we mnie coś nieznanego. W mojej osłonie zaczynają pojawiać się pęknięcia. Wpadam w potrzask.
Przetrwanie, kiedy wrogowie atakują ze wszystkich stron, staje się śmiertelną grą, w której nikt nie daje żadnej gwarancji przeżycia.
I gdzie czasami święci stają się grzesznikami.

Pierwszy rozdział i bum. Czytelnik czuję się jakby dostał obuchem w łeb. Dosłownie, kilka stron i cyk: odwrócony harem.
Tak dobrze widzicie. 
Lecz kochani. To w sumie nic. Ten obuch poczułam podwójnie,  jak się dowiedziałam ile bohaterowie mają lat 😱😱😱
Bo ludziska...ja wiem, że to fikcja, ale jakby moja córka tak robiła,  to bym gówniarę przykuła do łóżka.  I chlebem i wodą karmiła. A może i samą wodą,  bo z głodu nikt się nie zesrał jak mawia moją babcia.

Ekstremalnie sceny,  nie tylko łóżkowe,  to chleb powszedni w tej książce. Strzelanie,  podsłuchy to tylko wierzchołek góry lodowej. 
Bo to wszystko pikuś.

Główna bohaterka książki, Harlow Westbrook zwana też Księżniczką, to postać,  którą jednocześnie bym zrzuciła z urwiska,  by za moment biec w dół i ją łapać. Jak babcię kocham. Chyba dawno nie spotkałam takiej bohaterki,  która wywoływała we mnie tak skrajne emocje. To jedna z takich dziewuch,  którą albo kochasz, albo nienawidzisz. Nie można przejść obok niej obojętnie.

Takie same uczucia miałam do czterech głównych bohaterów.
Saint Lennox, Galen Lennox, Caz Evans i 
Theo Smith. No może Galena bym nie ratowała,  bo matko i córko. Jak ten gówniarz mnie wkurwiał. Dzieciak, bo jak dla mnie 17 lat to dziecko, wnerwiał mnie niemiłosiernie. A sam koniec książki?? Jakbym mogła wejść do tej historii,  to bym ubiła gnoja i zakopała. Poważnie. Gnida jedna. No, ale cóż. Jedni lubią pomarańcze...
A co do reszty chłopaków...Theo to taki niepozorny słodziak,  który jest jak słodko-gorzki cukierek.
Caz...Tak jak reszta chłopców jest głupkiem do kwadratu,  ale jest też również takim  ,,przyjacielem-śmieszkiem". Chyba każdy z nas ma w swoim otoczeniu taką osobę. Potrafi jednym tekstem rozładować atmosferę. I właśnie taki jest Caz.
A na sam koniec wisienka na torcie, czyli Saint.
Dzieciak. Bo ma tylko 18 lat, ale gorący jak piekło. Pewny siebie. Wyrafinowany. Bezwzględny.
Tak, ja nadal piszę o chłopcu co ma lat 18. 
Bo wiek nie oddaje tego co on, w sumie to oni, czyli Sainthood, robią. 
Bo Sainthood to gang. Wpływowy. Z oddziałami itd.
Pamiętacie Srebrnego łabędzia od Amo Jones i całą tę organizację, do której należeli Bishop i reszta??
No to bardzo podobnie wyglada to u Davis. 
W sumie nie boję się stwierdzenia, że autorka inspirowała się cyklem od Jones. Bo to wszystko jest bardzo podobnie. Przynajmniej dla mnie. Może wy będziecie mieć inne odczucia. Czekam na Wasze komentarze. 
Czy jestem zła za tę inspirację??
I tak. I nie. Bo wiecie,  ja kocham takie gnioty. Nic na to nie poradzę. 
Jednak z drugiej strony smutno mi, że autorka, przynajmniej, w pierwszym tomie, nie pokusiła się o większą oryginalność. 
Lecz z dobrych źródeł wiem, że dalej jest lepiej.

Powiem wam, że jestem więcej niż pewna, że ta książka wywola na naszym wydawniczym rynku sporo kontrowersji. Pojawią się zarzuty,  że powieść ta promuje i propaguje  ,,złe zachowanie" bo tak, kulturalnie,  można nazwać to co się tam dzieje.
Poniżanie i gnębienie kobiety jest tutaj na porządku dziennym. Ta mroczna i pokręcona historia nie jest jedną z tych, która może się zdarzyć jednej/jednemu z was. Oooo nie.
Dla mnie jest nierealna jak fantasy.

Lecz pomimo tego co napisałam: KOCHAM TEGO GNIOTA. I nie mogę się doczekać następnych tomów. 
A zakończenie??
Łooooo panie. Zostawić czytelników w takim zawieszeniu??
Tak się nie robi. To jest NIEDOPUSZCZALNE. I sprawia tylko, że drugi tom chcę na wczoraj.
Także pewnie trzeba będzie odwiedzić Amazona, bo nie wytrzymie.  Nie dam rady.

Także tego.
Jeżeli poszukujecie gniota, ale takiego od którego się nie oderwiecie to trafiliście idealnie. Bo nie da rady odłożyć tej książki. Jak już usiądziecie to wsiąknięcie w świat Lowell i Sainthood. Będzie czytać i czytać,  żeby na koniec powiedzieć: kurwa, ja chcę następny tom.

Czy polecam??
Bosze....Tak. Pomimo tego całego gówna,  które wypływa z tej książki jak z Czajki w Warszawie, uzależnia ona do tego stopnia,  że będziecie chcieć więcej i więcej i więcej.
Także wiecie: zamawiajcie i czytajcie.


1 komentarz:

  1. Ależ ja czytam tę recenzję z uśmiechem. No nie mogę być poważna przy takich słowach. Nie mam w planach jej przeczytać szczególnie gdy trzeba czekać na kontynuację.��

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger