Kocham jej twórczość miłością bezgraniczną i spod jej pióra kupiłabym nawet listę zakupów.
Jednak jak sami wiecie, nawet 100% pewniak może się okazać totalnym niewypałem.
Czy z Ewą i jej powieścią będzie tak samo?
Zaraz się o tym przekonacie.
Ci co obserwują FP Ewy wiedzą, że muzyka odgrywa znaczącą rolę w jej życiu. I tym bardziej przy pisaniu. Dlatego też czekałam na to, az Ewa napisze książkę, której akcja będzie się obracać wokół muzyki. I doczekałam. Jednak nie myślcie, że bohaterem będzie jakaś gwiazdka rocka.
O nie.
Ewa poszła o krok dalej i bohaterami Nie pozwól światłu zgasnąć zrobiła światowej klasy wiolonczelistę Nevena i byłą baletnicę, a obecnie skrzypaczkę, Wilhelminę.
Gdy drogi tej dwójki się przetną na scenie opery w Sydney, nic już nie będzie takie samo. Życie nabierze kolorów. I znacznie się liczyć coś innego poza muzyką, miłość.
Tylko czy to wszystko wystarczy by walczyć?
O tym przekonacie się już pod koniec września, jak będzie premiera tej książki.
Powiem wam, że zaczynając tę książkę nie wiedziałam czego dokładnie się spodziewać. Bo wiecie co, za każdym, ale to za każdym razem, Ewa zaskakuje mnie do tego stopnia, że dosłownie zbieram szczękę z podłogi. Nie wiem jak ona to robi, ale z każdej strony tej książki wylewają się takie emocje, że gdyby była to woda, to bym się utopiła, bo nie umiem plywać.
No jak książki kocham. Gdy już sobie myślę, że znam pióro Ewy i niczym więcej mnie już nie zaskoczy, to wyskakuje ona z czymś takim. Za każdym razem zastanawiam się jak ona to robi. Bo to coś niebywałego. Coś czego się zupełnie nie spodziewałam. A chyba już powinnam się do tego przyzwyczaić. Przecież to Ewa Pirce. Za każdym razem wspina się ona na wyżyny swoich możliwości sprawiając, że spod jej klawiatury wychodzi kolejny majstersztyk.
Taki motyw muzyki klasyczej został w tej powieści tak przepięknie i interesująco opisany, że gdy tylko skoczyłam czytać książkę po raz pierwszy, bo powieści Ewy czytam kilka razy, to zaczęłam szperać w internetach, żeby zaciekawić moją ciekawość, którą tylko ona potrafiła rozbudzi. Ja, osoba na codzień słuchającą szatańskich wersetów, jak mówią moi znajomi czyli rock i metal, czytałam artykuły na temat muzyki klasycznej. I zagłębiałam się w jej piękno.
Jak zaglądacie tutaj to wiecie, że często drażnią mnie główne bohaterki. W Nie pozwól światłu zgasnąć, Willow mnie bardzo zaintrygowała. Nie wiem czemu, ale spodziewałam się kogoś zupełnie innego. Zanim zaczęłam czytać tę powieść to przed oczami miałam ,,szarą myszkę", która będzie tylko tłem dla charyzmatycznego Nevena.
Nic bardziej mylnego. Willow jest....kolorowa.
W pozytywnym znaczeniu tego. No i nie mam na myśli odcienia skóry.
Gdy tylko o niej pomyślę, w głowie kołacze mi się myśl: mistrzyni ciętej riposty.
Willow mówi to co myśli, często nie owijając w bawełnę.
– Naprawdę? – sarknęła. – Niby inteligentny, a taki ciężko domyślny – dodała pod
nosem, lecz na tyle głośno, bym usłyszał.
– Nadal złościsz się o to, co wydarzyło się w parku. – Nie dałem się sprowokować. I
żałowałem, że jeszcze jej nie przeszło, choć miałam nadzieję, że do tej pory tak się stanie. Ta dziewczyna po prostu nie potrafiła chować długo urazy.
– Twoje szare komórki wreszcie się ocknęły. – Dalej się wyzłośliwiała, a ja dalej nie
połknąłem przynęty. Choć korciło mnie, by przywołać ją do porządku
A Neven.....hmmmm....skryty, zamknięty w sobie, wyalienowany. Jednocześnie pociągający do tego stopnia, że chciałbym by zagrał na mnie jak na wiolonczeli.
To chyba najlepsza rekomendacja.
No i na uwagę zasługuje rodzina Willow, ale o tym musicie się sami przekonać, ponieważ ja wam więcej nic nie napiszę.
Nawet na sekundę nie spuściłem z niej wzroku, żeby nie umknęło mi nic z jej występu. Jej odwaga i siła napełniały moje serce dumą i zachwytem. Jednocześnie podziwiałem ją i zazdrościłem tego, że przełamała psychiczną barierę i po raz pierwszy, odkąd została nieodwracalnie kontuzjowana, zdecydowała się zaprezentować komuś swój talent. Jak wiele ją to kosztowało, nie tylko emocjonalnie, lecz i fizycznie, pojąłem, gdy dostrzegłem na jej zaczerwienionych z wysiłku policzkach łzy.
Powiem wam, że cała książka jest inna. Jednak to nie jest nic złego. O nie. To cecha jak najbardziej na plus. Dziś każdy romans pędzi jak na złamanie karku. A tutaj niby nic się nie dzieje, niby akcja przebiega sobie spokojnie. A jednak wciąga. Wciąga do tego stopnia, że ciężko się od niej oderwać. Ja za każdym razem mówiłam sobie, że jeszcze moment. Jeszcze chwila. I skończyłoby się na tym, że za jednym zamachem przeczytałam całą historię.
Chciałabym jeszcze wam wspomnieć o tym jak napisana jest ta książka. Nie jest to historia gdzie znajdziecie siusiaki i inne takie. Nie pozwól światłu zgasnąć jest napisana przepięknym językiem, który do głowy, przynajmniej mojej, przyciągnął tylko jedną myśl: sztuka. Bo to naprawde sztuka tak pisać. Pisać tak by seks był czymś więcej niż zwykłym aktem cielesnym. To coś dla duszy. Coś...wiecie co....aż brak mi słów. Mogę tylko wam powiedzieć, że ta książka jest przepięknie napisana.
Ewa...wspięłaś się na wyżyny kunsztu literackiego. I aż boję się co będzie dalej.
Jeżeli czytaliście książki Ewy, lub moje recenzję jej powieścią to wiecie, że nie boi się ona emocji. Czają się ona już na nas od pierwszej strony i nie opuszczają do samego końca sprawiając, że czytelnik chce więcej i więcej. I dostanie więcej, gdyż ta historia będzie mieć drugi tom.
Jednak czy będziecie rwać sobie włosy z głowy, czy spokojnie będziecie spać do premiery drugiego tomu...tego wam nie zdradzę. O tym musicie się sami przekonacie czytając tę książkę.
Jak sami dobrze wiecie autorka nigdy nie bała się trudnych i ciężkich tematów. I tak samo było i tym razem. Stracone dzieciństwo i marzenia, psychiczne molestowanie to tylko wierzchołek góry lodowej jaką zaserwowała nam Ewa. I dopracowała ona wszystko w najdrobniejszych szczegółach, pokazując jak się robi reaserch. Początkujące autorki uczcie się. W sumie nie tylko początkujące, ponieważ wiele autorek robi to po macoszemu. Najzwyczajniej w świecie nie przykładając się do tego.
Jednak wróćmy do książki.
Chciałam wam tylko napisać, że Ewa Pirce stworzyła epicką historię o miłości, zrozumieniu i akceptacji. Każdy z nas mógłby znaleźć się na miejscu głównych bohaterów, i chyba to jest w tym najpiękniejsze. To, że ta książka jest taka realna. Taka prawdziwa, że czasami aż to boli.
Więc kochani. Nie zastanawiajcie się długo i czym prędzej zastanawiajcie tę książkę, ponieważ jest FENOMENALNA.Czy polecam??
A podobno nie ma głupich pytanie.
Tak jak wcześniejsze pisałam: od Ewy Pirce kupię nawet listę zakupów.
A tak na poważnie... Ten majstersztyk to coś co każdy powinien przeczytać, gdyż nie ma słów, które oddadzą piękno tej historii. Musicie się sami przekonać, że książki Ewy Pirce to nie jest kolejne czytadełko do poduszki. To książka, która pokazuje nam, że każdy z nas zasluguje na miłość.
I tak na sam koniec.
To chyba recenzja, którą pisało mi się najgorzej.
A dlaczego?
Ponieważ nie ma słów, które oddają piękno tej historii.
Poza samą recenzję przekonało mnie to, że kupiłabyś od Ewy nawet listę zakupów hahaha, świetne!
OdpowiedzUsuń