Zapraszam was na ostrą jazdę bez trzymanki.
Pamiętacie jak zachwycałam się Ruthless People??
To z ręką na sercu mogę wam napisać, że to pikuś w porównaniu z The Untouchables.
Łoooo panie.
Końcówka pierwszego tomu zrobiła na czytelnikach piorunujące wrażenie. Dlatego też uważam, że po zakończeniu dwójki będziecie zbierać szczękę z podłogi. A jedną z bohaterek dosłownie zabić. Bo ja tak miałam. Jak książki kocham. Miałam ochotę wejść do książki, zabrać komuś broń i strzelić do tej głupiej baby.
Jednak mniejsza o moje mordercze zapędy.
Wróćmy do książki.
Nie byłem pewien, co nadchodzi, ale
wiedziałem, że to coś z piekła rodem.
Jak zapewne część z was pamieta z jedynki, okazało się, że Aviela, matka Melody żyje i ma się dobrze. W sumie to ma się ona więcej niż dobrze. I staje do walki z naszymi bohaterami. Ona zna ich na wylot. Oni nie wiedzą o niej nic.
Rozpoczyna się bezwzględna walka o przetrwanie.
A przetrwają tylko najsilniejsi.
Wielka miłość jest
ostatecznie przyczyną wielkiego bólu…
Łoooo panie. Co tutaj się działo.
To nie jest jakiś tam romans z mafią w tle. To mafia z romansem w tle.
Śmierć, krew i wszystko co tylko ma związek z mafią znajdziecie w tej książce.
Pomyślcie o czymś, a z pewnością tutaj to znajdziecie. I nie jest to przerost formy nad treścią. O nie. Pani McAvoy odwaliła kawał dobrej roboty za którą należą jej się ogromne brawa. Wiele ,,mafijnych" autorek, a zwłaszcza polskich autorek powinno brać z niej przykład.
Jednak mniejsza o to. Wróćmy do książki. I tego co tam się dzieje. A dzieję się sporo. W sumie mogę się pokusić o stwierdzenie, że dzieje się bardzo dużo.
Nie mamy tutaj czasu na nudę. Akcja pędzi do przodu jak bolid Formuły 1.
I czytelnik z taką samą prędkością będzie przekładał kartki, byleby tylko dowiedzieć się co stało się dalej. Jak to wszystko się rozwinęło. I mówię wam. Miałam tak samo.
A jak doszłam do końca to byłam wściekła.
No jak tak można... Jak, po takim zakończeniu, mamy czekać na trzeci tom?
W życiu nie spodziewałam się takiego zakończenia. A to co zrobiła jedna osoba było podłe. Mam nadzieję, że Krwawa Melody dowie się wszystkiego i zajmie się tą osobą tak jak to ona potrafi. Będzie ból, płacz i mnóstwo krwi.
Liam i Melody niby nic się nie zmienili.. Nadal są bezwzględni. Nadal chcą podbić cały świat. I nadal są w sobie zakochani. A pomysł z operą? Cudowny.
Jednak ich uczucie jest inne. Dojrzalsze. Mam wrażenie jakby ewaluowało. Widać, że są ze sobą szczęśliwi.
Cieszy mnie to, że autorka nie zrobiła z Liama ciepłych kluch. I nie zmienił się on o 180 stopni.
Tak samo Melody.
Obydwoje nadal mają w sobie to coś. Coś przez co nie mogłam oderwać się od The Untouchables.
I nawet teraz pisząc dla was tę opinię czytam sobie książkę. Chociaż wmawiałam sobie, że czytnik wzięłam tylko dla fragmentów.
A guzik prawda. Czytam tę powieść już któryś raz. I za każdym razem działa ona na mnie tak samo. Nie mogę się od niej oderwać. Uzależnia. Ostrzegam.
A końcówka.
Mogę napisać to wyraźnie: nie cierpię tego zakończenia. Jest okropne. Tragiczne. Jak autorka mogła nam to zrobić.
No tak nie można.
Jak mamy żyć??
– Panie Liamie Callahanie, jesteśmy z Departamentu Policji
Chicago. Mamy nakaz aresztowania pana w związku z podejrzeniem o zamordowanie Melody Nicci Giovanni Callahan.
Właśnie po tych słowach od razu wpadłam na Amazona i kupiłam trzeci tom tej serii, bo nie mogłam wytrzymać.
Jestem pewna, że wy również nie będziecie mogli wytrzymać. I daję sobie rękę obciąć, że lada dzień będą pytania: kiedy trzeci tom...
W sumie to na temat tej książki mogłabym wam pisać i pisać, bo jak dobrze wiecie to jedna z moich ulubionych serii.
Napisać wam mogę tylko jedno: ZAMAWIAJCIE I CZYTAJCIE.
Kochani. Jeżeli poszukujecie książki, która wstrząśnie waszym światem to trafiliście idealnie. The Untouchables to powieść, która wciąga od pierwszych stron. Wciąga i uzależnia jak najlepszy narkotyk, który sprzedają Callahanowie.
Nawet się nie zastanawiajcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz