sierpnia 10, 2020

Negatyw szczęścia: Inizio. Ludka SkrzydlewskaCykl: Negatyw szczęścia (tom 1)


Chyba nikogo nie dziwi, że wśród moich recenzji, znalazła się opinia o najnowszym  ,,dziecku" Ludki. Jak do tej pory recenzowałam wszystkie jej książki.
I mam nadzieję,  że to się nie zmieni.
No to jedziemy z tym koksem.

Włochy. Mediolan. Moda na najwyższym, światowym poziomie. Ludka wie jak zaciekawić czytelnika. Jak tylko dostałam w swoje łapki opis tej dylogii to wiedziałam, że musi ona trafić do mojej biblioteczki.

Sasza, początkująca fotografka otrzymuje propozycje pracy jako asystentka fotogafa w mediolańskim domu mody.  Każdy myśli,  że powinna ona przyjąć tę posadę z pocałowaniem ręki.  Jednak nie nasza bohaterka,  ponieważ ta  ,,świetna" propozycja wychodzi od jej wiecznie nieobecnej matki.  Sasza znajduje sie teraz na życiowym zakręcie i przyjmuję propozycję pracy dla Di Volpe.
I tak właśnie zaczyna się jej szalone mediolańskie życie i nasza szalona historia z tą książką. 


Przyznam wam się bez bicia, z początku myślałam, że Ludka wybierając na akcję swojej książki Włochy i Mediolan wybiera się z motyką na księżyc. Londyn, Nowy Jork, Los Angeles...to są kraje, gdzie najczęściej osadzane są akcje książek.  A do tego moda,  projektanci, modelki. Coś nowego. Coś o czymś czytamy sporadycznie.  Przynajmniej ja. I z całym moim uwielbieniem dla Ludki, troszkę się bałam, że nie udźwignie temat. Jednak spokojna wasza potargana. Pani Skrzydlewska dała radę,  chociaż nie obyło się bez minusów, które w większości przypadków dla wielu czytelników są plusem. 
Muszę dodać,  że jestem totalnie,  ale to totalnie i bezgranicznie zakochana we Włoszech. Fascynuje mnie u nich wszystko i uważam,  że osadzając akcję w takim kraju jakim są Włochy pokusiłabym się o więcej opisów, szczegółów, informacji. To kraj, który prosi się o osadzenie w nim akcji i wrzucenie do książki mnóstwa opisów. I chociaż wiem, że wielu czytelników nie cierpi długich opisów to ja jestem ich wielką fanką, więc zawsze i wszędzie będę chciała ich jak najwięcej. 

Przyznać się wam muszę,  że i Sasza i Alessandro, czyli główny męski bohater,  jakoś nie zdobyli mojego serca. To nie tak, że ich nie lubię,  ale jakoś tak jestem w stosunku do nich neutralna. U Saszy bardzo nie podobało mi się jej niezdecydowanie. Raz idzie w jedną stronę, a za chwilkę w drugą. 
Po troszku ją rozumiem,  młoda jest i ciągle szuka, ale na dłuższą metę było to męczące. 
Alessandro za to kreowany jest na typowego Włocha. Powinien jeszcze z mamusią mieszkać,  którą notabene, bardzo polubiłam.
Ludka wykreowała ją na naprawdę spoko babkę,  w przeciwieństwie do rodzicielki  Saszy. Dopiero w drugim tomie pokazała ona odrobinę serca. Szkoda, że tak późno. 
Jednak obiegamy od Alessandro.
Tak jak pisałam wcześniej. To w gorącej wodzie kąpany facet. Często mówi coś i robi, a dopiero potem myśli.
Jednak z tej dwójki to bardziej polubiłam Alessandro, i chyba was to nie dziwi. Jednak ma on u mnie sporego minusa za to jak myślał o Polsce w drugim tomie. Ojjjj... podpadł mi tym.
Ale nie myślcie sobie,  że nic mi się u nich nie podoba. Między nimi jest chemia, która przynajmniej  dla mnie, aż wychodzi spomiędzy kartek. Jest wręcz namacalna. A gdy dodamy potyczki słowne tej pary??
Dostajemy naprawdę fajny  tandem.

Dostałam od was wiele wiadomości z pytaniem,  do której z wydanych książek Ludki są podobne te dwie. Teraz wam mogę odpowiedzieć. Do żadnej.  W tej akcja toczy się wolniej. Jakby spokojniej.
Nie mamy tutaj zwrotów akcji, po których można zbierać szczękę z podłogi. 
No mamy w sumie zakończenie,  którego jednak możemy się domyśleć. 
Ale nie macie co się martwić na zapas. Książka nie traci przez to swojego uroku.

Ogromnym plusem tej książki.  I w sumie nie tylko tej, ale i wszystkich dzieł Ludki, jest styl w jakim są one napsiane. Za każdym razem jestem nim zachwycona.  Język jest plastyczny. Realny.  Prawdziwy. Czytanie tej książkę sprawia czytelnikowi mnóstwo satysfakcji,  gdyż nie musi się zastanawiać co autor miał na myśli.  Lub powracać do wcześniejszych fragmentów,  gdyż coś dalej w fabule się nie zgadza. O nie. Tutaj mamy przykład,  że wszystko było dokładnie przemyślane i rozpisane. Autorka o niczym nie zapomniała. 

Generalnie książkę czyta się nad wyraz przyjemnie. Pomimo swoich 422 stron, czas spędzony z nią był strzałem w dziesiątkę. 
Wyraziste postacie,  i to nie tylko te z pierwszego planu, fabuła,  która zaciekawi nawet najbardziej wybrednego czytelnika, oraz emocje to tylko kilka plusów tej powieści. 

Czy polecam??
Oczywiście, że tak. Z ręka na sercu mogę wam napisać,  że po tych czterech powieściach,  Ludka stała się jedną z tych autorek, którą będę brała w ciemno.
A na większą dawkę emocji zapraszam was do recenzji drugiego tomu.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger