lutego 16, 2020

Sentymentalna bzdura. Ludka Skrzydlewska.



Debiut......ostatnimi czasy często na nie trafiam.
Jak wiecie temat rzeka.
Strach o nich napisać coś złego,  ponieważ po negatywnej recenzji zaczyna się  nagonka  na blogera. A pisać dobrze, tylko dlatego, że to debiutant  i nie powinno odcinać  mu się  skrzydeł, to mija się z celem.
Swojego czasu doszły do mnie słuchy,  że debiutanci nie lubią jak biorę ich na tapetę.
Zobaczmy czy Ludka będzie zadowolona z mojego spotkania  z jej książką.


Zacznę od tego,  że słowa na okładce,  że powieść ta na Wattpadzie miała w choooj wyświetleń działało na mnie jak płachta na byka. Nie wiem czemu, ale powieści  z Wattpada odpychają mnie od siebie. Wiem, że można tam trafić perełki, ale często giną one wśród  wielkiego  G, które tam jest publikowane. I zauważyłam,  że niektóre dziewczyny publikujące na tym portalu uważały się za autorki przez duże A. Jednak nie Ludka. Obserwowałam ją  jakiś czas i urzekła mnie w niej pokora jaką w sobie miała. To było coś nowego. Innego. Świeżego. I właśnie to, i opis tej książki skłonily mnie by ją przeczytać.
Jednak odbiegamy od najważniejszego tematu jakim jest książka.

Veronica od kilku lat mieszka w Londynie. Praca, którą często zmienia i zajęcia  z Krav Magi zajmują jej tyle czasu, że nie w głowie jej miłość, czy utrzymywanie kontaktów  z rodziną.
Jednak zbliżające się wesele siostry sprawia, że będzie musiała się ona pojawić  w rodzinnych stronach, i najlepiej gdyby nie przyjechała sama.
Jednak od czego ma się przyjaciół.  Tony, jej przyjaciel podsuwa jej Henry'ego, swojego sympatycznego brata,  który jest też gejem.
Veronica z chęcią się zgadza. Nie bierze jednak pod uwagę,  że jej udawany narzeczony jest hetero, a jego postępowanie kryją różne pobudki.

No nie mówcie, że ten opis was nie kupił. Bo mnie kupił totalnie.
 A środek??
Hmmmmm.......było bardzo,  ale to bardzo dobrze.

Moim ulubieńcem jest Henry. Taka wisienka na torcie. Czemu tak go polubiłam?
Nie wiem,  ale jestem pewna,  że i wam ta postać przypadnie do gustu.
Veronica......byłam w stosunku do niej neutralna.  Rozumiałam jej zachowanie.  Chociaż  nie zawsze je popierałam. Jednak w ogólnym rozrachunku  wyszła ona na olus. Co jak dla mnie jest dużym sukcesem,  ponieważ  zazwyczaj mam problem z kobiecymi bohaterkami.

Jest jeszcze sporo bohaterów  drugoplanowych. Przy których  idealnie pasuje powiedzenie, że z rodziną wychodzi się dobrze na zdjęciach.

Muszę wam się przyznać,  że nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam tego grubaska. Ponad 500 stron. Małe literki. Jak tylko otworzyłam książkę to byłam szczęśliwa.
Bzdurka jest napisana tak sympatycznie, że nawet nie wiedziałam kiedy skończyłam.
A po przeczytaniu miałam:  Wooow, to naprawdę dobry debiut. I wiem, że na 2000% sięgnę po inne książki Ludki, ponieważ tą podbiła moje serce.

Powiem wam, że bałam się iż autorka nie udźwignie tematu jaki pojawił się w tej powieści,  że potraktuje go po macoszemu.
Jednak nic z tego. Stanęła ona na wysokości zadania i sprawiła, że  ,,to coś" co stało się bohaterce nie zostało w ogólnym rozrachunku pozamiatane pod dywan. Wielkie brawa za to, ponieważ ludzie boją się pisać o takich sprawach. A mało kto potrafi pisać o tym dobrze.

Wielki ukłon w stronę Ludki za emocje.
Czuć je z każdej przeczytanej strony.
Złość,  gniew, radość,  szczęście.
Tak w wielkim skrócie opisałabym uczucia jakie targały mną podczas czytania Bzdurki. A yo chyba najważniejsze, ponieważ nie ma nic gorszego dla autorka niż książka,  która nie wywołuje emocji.
A tutaj wam ich nie zabraknie.

Czy polecam??
Oczywiście,  że tak.
Sentymentalna bzdura to książka nie tylko o miłości.
Pieniądze. Skomplikowane rodzinne relacje. Traumatyczne przeżycia to tylko igła w stogu siana.
Wiem jedno. Powrócę do tej książki nie raz. A to powinna być  dla was najlepsza  zachęta, ponieważ do byle czego nie wracam.




                                                                Za egzemplarz dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger