Mieliśmy banana, wisienkę, no więc teraz pora na Jego Babeczkę.
Kochani. Doczekałam. Nareszcie mam bohatera, który nie jest miliarderem, członkiem mafii czy też gwiazdą estrady.
Ryan Pearson jest zwyczajnym prostym człowiekiem.
Jest właścicielem piekarni. Zwykłym chłopakiem.
Emily to artystka, która planuje wyjechać do Paryża by spełniać swoje marzenia.
Poznają się przez przypadek.
Emily ma pracować dla Ryana.
I tak właśnie zaczyna się ta historia.
A jak rozwinęła się dalej ??
Musicie się sami o tym przekonać czytając tę powieść.
Mam mieszane odczucia w stosunku do tej książki.
Podobała mi się, a jednocześnie nie podobała.
Niby czas spędziłam z nią przyjemnie. A jednak czytanie jej zmęczyło mnie.
Ech.......
Bohaterów polubiłam od razu. W całej tej serii tak jest. Może i są lekko denerwujący, ale w podsumowaniu wychodzą na plus.
Plusem też jest, że mieliśmy możliwość małego powrotu do poprzednich części, ponieważ ich bohaterowie też się tutaj ukazują.
Bardzo podobały mi się dialogi pomiędzy naszymi bohaterami.
Pełne erotycznego napięcia wymiany zdań sprawiały, że często uśmiechałam się sama do siebie podczas jej czytania.
Właśnie takie ,,zaloty" i ,,poznawanie" to było coś czego mi potrzeba.
Podoba mi się w tej pozycji, że stawia na śmiech i uśmiech czytelnika.
I pomimo tego, że nie jest to w 100% komedia, to przez cały czas czytania tej pozycji uśmiechałam się. I było tak od początku do końca.
Dla mnie to ogromny plus.
Przecież emocje to nie tylko smutek, szczęście, żal i gniew. To także śmiech i beztroska, a tak właśnie się czułam podczas jej czytania.
Czułam się beztroska.
Jego babeczka to książka do przeczytania w jeden jesienno/zimowy wieczór a.
Niezobowiązująca lektura, przy której fantastycznie i wesoło spędzicie czas.
Polecam wam serdecznie.
Za egzemplarz dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz