wtorek, 12 listopada 2019

Dopóki nie zajdzie słońce część II. Ewa Pirce. Patronat medialny.





Bury all your secrets in my skin
Come away with innocence and leave me with my sins
The air around me still feels like a cage
And love is just a camouflage for what resembles rage again



So if you love me let me go

And run away before I know

My heart is just too dark to care

I can't destroy what isn't there




Dodałam ten tekst w języku angielskim,  ponieważ moim zdaniem idealnie tu pasuje. Nie chciałam go tłumaczyć na język polski,  ponieważ straciłby cały swój urok.
Piosenka zespołu Slipknot  ,,Snuff" do posłuchania tutaj: https://youtu.be/LXEKuttVRIo
Wściekłość,  smutek,  gniew. Te i wiele jeszcze innych emocji targało mną po przeczytaniu  pierwszego tomu  Dopóki nie zajdzie słońce. Stan zawieszenia w jakim pozostawiła nas autorka sprawił,  iż zaczęłam  myśleć,  że Ewa  czerpie  satysfakcję  z tego jak nas męczy. 
Całe szczęście,  że miałam możliwość poznać dalsze losy Samuela i Jess wcześniej,  ponieważ do tego czasu to bym nadzwyczajniej w świecie zwariowała. 

Jednak mniejsza o mój stan psychiczny. 
Powróćmy do książki.





W większości moich recenzji znajdziecie krótkie streszczenie fabuły. Ewentualnie lekkie  wprowadzenie  do tego co dzieje  się w powieści. 
Dziś tego nie będzie,  ponieważ wydaje mi się, że to będzie mijać  się z celem.  Poza tym jest to drugi tom serii, więc jak powiedziało  się A, to trzeba powiedzieć B.

Otwieramy książkę i  BuuuM. 
Ewa Pirce strzela do nas emocjami jak żołnierz z karabinu maszynowego. 
Już pierwsze strony historii Sama i Jess utwierdziły mnie w przekonaniu, że z książki na książkę Ewa  jest coraz lepsza. Matko i córko,  jakby wydawała książki z częstotliwością Mroza,  to aż strach się bać.
Jednak bądźmy poważni.

Jessica McAdams to ta sama dziewczyna z pierwszej części.
Pyskata,  zakręcona,  pełna energii. Gotowa na największe poświęcenie dla tych, których kocha.
Samuel Ramsey po części nie jest  już tym mrukiem  z pierwszego  tomu. Zmienił się.  Jednak nie myślcie  sobie,  że zmienił się o 180 stopni. O nie. Ewa Pirce nie zrobiła z niego ci@€i w rurkach, z torebką  na  ramieniu. Nadal jest to facet z krwi i kości,  co najlepiej widać pod koniec książki jak.....A tutaj to musicie sami się dowiedzieć i przeczytać tę książkę. 
Jak na dłoni widać,  że autorka od samego początku miała pomysł na bohaterów.  I są  oni dopracowani  w najdrobniejszych szczegółach.
Na krótką wzmiankę zasługuje też Lucy,  która była niekoronowaną królową  tej książki. Ta dziewczynka.  Aż nie wiem co napisać. Wiem tylko jedno. Jak dorośnie  to Sam z pewnością zamknie ją w domu i wypuści jak będzie mieć 80 lat, bo do tego czasu zdąży mu zapewnić całą masę swych włosów. A czytelnikowi uśmiech na twarzy.



Książkę od pierwszych stron chłonęłam wszystkimi zmysłami. I z zapartym tchem czytałam  kolejne rozdziały. Dobrze,  że mnie przy tym nie widzieliście,  ponieważ jak doszłam do pewnego momentu to miałam ochotę Ewę  udusić. Całe szczęście,  że nie miałam  jej wtedy pod ręką. Jednak Pani Pirce szybko się zrehabilitowała. Jednak co się nabluźniłam to moje. No i mojego  Łukasza,  który stwierdził, że jestem psychiczna,  skoro najpierw bluźnię,  a dosłownie za parę kartek śmieje się i płaczę. 
No właśnie. Bo przez wszelakie emocje przewiezie nas autorka samochodem zwanym Dopóki nie zajdzie słońce część II.
Ja dosłownie żyłam tą powieścią. Tak jak napisałam wcześniej, ta książka to bardzo emocjonalna historia, pełna cierpnia,  smutku,  bólu,  jak i szczęścia, miłość i przywiązania.
Historia nadal jest pokazana z dwóch perspektyw, co sprawia, że możemy  poznać uczucia i Sama i Jess. Co przeżywają, czują. Z jakimi problemami się borykają. I jak sobie z tym wszystkim radzą.
Z każdą przeczytaną stroną coraz bardziej zżywałam się z bohaterami. Poznawałam ich i wszelkie problemy przeżywałam  razem z nimi. Czułam się jakby to były bardzo bliskie mi osoby. Jakbym je znała na codzień. Byli oni tak realni,  tak prawdziwi, że nie mogłam uwierzyć w to,  że ta historia nie wydarzyła się naprawdę.


Na uwagę zasługuje też fakt,  że możemy tutaj spotkać bohaterów  innych książek Pani  Pirce. I nie mówię tutaj o Alexie i Evie,  tylko  o Wildach. Przyjemnie było znowu o nich poczytać i zobaczyć jak tam żyją.
Bardzo lubię ten zabieg.  Nie tylko u Ewy, ale i u innych autorów  również.


Ciężko było mi rozstać się z bohaterami tej książki,  wiedząc, że ich historia  zmierza  ku  końcowi.  Chciałabym  o nich czytać i czytać i czytać. Co w sumie zrobiłam,  bo już zgubiłam się w rachunkach, ile to już razy studiowałam tę historię, w której rzeczy nie są białe lub czarne. Nic nie jest tak proste jak nam się wydaje.
Łatwe jest tylko jedno. Czytanie tej książki,  ponieważ nie sposób się od niej oderwać. Czytałam wszystkie książki jakie Ewa u nas wydała i za każdym razem zaskakuje mnie ona swoimi pomysłami i dbałością o każdy najdrobniejszy detal.
W sumie nie powinno mnie to zaskakiwać,  ponieważ Ewa Pirce to jedna z tych autorek,  której książki biorę w ciemno.

Reasumując.
Ewa Pirce, znowu, stworzyła przecudowną historię o zrozumieniu, akceptacji, poświęceniu, przyjaźni i miłości.
Stworzyła coś tak pięknego i realnego,  że czasami trudno w to uwierzyć.
Jednak kochani. Koniecznie musicie przekonać się o tym sami,  ponieważ  WARTO. Naprawdę warto.

A na koniec  taka mała rada: zepsuty długopis czasami bywa czymś dobrym.



                                   Za egzemplarz dziękuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz