lipca 15, 2019

Gentleman numer dziewięć. Penelope Ward.

Poszłam za ciosem,  i dziś na tapecie kolejna książka Penelope Ward.  Mam tylko nadzieję,  że będzie ona lepsza niż Daddy Cool,  który mnie rozczarował.

Zacznę od tego,  że w ,,Gentleman numer dziewięć" samego gentlemana jest tyle co kot napłakał. Parę wiadomości i tyle. No, ale cóż. Nie będę tego dalej komentować.

Amber,  Rory i Channing przyjaźnili się od dziecka.
Jak to często bywa w takich mieszanych kombinacjach, Rory i Channing złożyli sobie obietnicę,  że żaden z nich nigdy nie będzie chodził z Amber.
Jednak jak Channing wyjechał na studia to Rory związał się z Amber.
To wszystko sprawiło,  że przyjaciele odsunęli się od siebie. Już nic nie było tak jak wcześniej.
Jednak Rory złamał serce Amber, zostawiając ją,  mówiąc,  że musi korzystać z życia.
Jednak pewnego dnia do Amber dzwoni Channing i chce wynająć od niej pokój.
Tak właśnie zaczyna się ta powieść.
Gdzieś tam pomiędzy kartkami będziemy mieć jeszcze  Gentlemana numer dziewięć,  ale tak jak napisałam,  będzie tego śladowa ilość.


Przyznam się wam, że z początku bałam się tej książki.  Bo po słabym Daddy Cool,  nie wiedziałam czego się po Pani Ward spodziewać.
Jednak w tym przypadku byłam mile zaskoczona. Ksiazka podobała mi się. Może nie na tyle, że kiedyś do niej wrócę, ale czas spędzony przy jej czytaniu był czasem mile spędzonym.
Channinga polubiłam od samego początku. To taki typ mężczyzny,  z którym z chcecią bym się zaprzyjaźniła. Szczery,  lojalny,  no i przyjemny dla oka. 
Co do Amber,  to jestem w stosunku do niej neutralna.
Nie drażniła mnie, ale też nie pokochałam jej od pierwszych stron.
Z biegiem czasu polubiłam ją,  ale w prawdziwym życiu byłaby dla mnie tylko znajomą,  a nie koleżanką.
Powiem wam, że ostatnio mam problem z damskimi bohaterkami.
Mało która zdobywa moje serce. Każdej czegoś brakuje.
Chyba tego pazura,  który powinna mieć każda kobieta.

Cała historia jest przyjemna i dobrze się ją czyta.
W tej książce wróciła Ward,  którą lubię. Bo w Daddy Cool gdzieś się zagubiła.
Jednak wielka szkoda, że autorka nie pociągnęła motywu z Gentlemananem troszkę dłużej.
Z tego mogłoby wyjść coś naprawdę dobrego. Jednak nie można mieć wszystkiego. Zamiast G9 Pani Ward zaserwowała nam powrót byłego faceta Amber,   Rorego.
Dla całej tej historii był to punkt zwrotny. Może nie było wielkiego woow,  ale tego co Rory powiedział, nie spodziewałam się.
Z jednej strony zachował się bardzo dobrze, ale z drugiej pozbawił Amber wyboru.

Generalnie całą historię czyta się szybko i przyjemnie. Może i nie mamy tutaj wielkich zwrotów akcji,  ale autorka starała się doprowadzić wszystko do końca, w tym Rorego,  i matkę Channinga,  która chorowała. I spodobało mi się to, że nie potraktowała tego po macoszemu.

Moim zdaniem Gentleman numer dziewięć to powieść idealna na ciepły letni wieczór. Taka w sam raz na raz. W sumie mogę powiedzieć,  że jest to książka do przeczytania i zapomnienia, ponieważ pomimo tego, że jest dobra,  to  i tak nie umywa się do Przyrodniego brata.

Mój drodzy,  jeżeli poszukujecie niezobowiązujacej lektury na lato,  to jest to strzał w dziesiątkę. A Channing jest tylko przyjemnym dodatkiem.





                                                                 Za egzemplarz dziękuję

1 komentarz:

  1. Ja mam problem od dawna z bohaterkami XD Żadna mi się nie podoba.
    No chyba, że mówimy o Tillie od Amo to zmieniam zdanie.
    Ale G9 był dla mnie słabiutki. Chyba te dwie książki to są największe niewypały od Ward. A jak znam życie to za granicą są super świetne. Oni tam łykają jak pelikany wszystko. :D

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger