Kocham twórczość Ewy, także ,,Nie ma mnie bez Ciebie" musiało się tutaj pojawić.
Dziś bez gadania. Bez wstępu. Od razu lecimi z grubej rury.
No to jazda.
"W głowie każdego z nas czai się mrok. Coś, co wypełza w środku nocy, nie pozwalając spokojnie zasnąć."
Wspomnienia jednym dają siłę, innych torturują. W przypadku Matthew były wyniszczające i bolesne. Niegdyś pełen empatii i radości, wspinający się po drabinie sukcesu mężczyzna z dnia na dzień porzuca swoje uporządkowane życie, a wraz z nim dotychczasową osobowość. Zamiast marynarki wkłada skórzaną kurtkę, limuzynę zamienia na motocykl, a miłość i czułość zastępuje bezmyślnym seksem i przypadkowymi bójkami. Źródłem szczęścia stają się dla niego wszelkiej maści używki, które pchają go wprost w ramiona autodestrukcji. Jednak nawet najstraszniejszy potwór ma duszę. Wystarczy bodziec w postaci piękna i dobroci, by zerwać z niej zasłonę mroku i okrucieństwa.
Dla Matthew punktem zwrotnym okazuje się poznanie eterycznej Jane. Tylko czy ktoś, kto uważa, że życie jest karą, pozwoli sobie pomóc? I czy można uratować kogoś, kto tego nie chce?
Chemia. Chemia. Chemia.
Od tego dziś zacznę.
Ewa Pirce, swoimi książkami, potrafiła pokazać nam chemię pomiędzy bohaterami.
Jednak to co sie tutaj odwaliło...łooooo panie. Otwierasz książkę i BuuuM. Leżysz powalony na łopatki. Dosłownie czytelnik dostaje chemią w twarz.
To uczucie, które jest pomiędzy bohaterami...kurczaczki.
To jest to. Tak właśnie powinno wyglądać pożądanie. Pasja. Chemia.
Tak właśnie powinno wyglądać uczucie.
Wiecie co....czytałam wszystkie książki Ewy, bez wyjątku. I ta kobieta za każdym pieprzonym razem powala mnie na kolana.
Niby już niczym nie powinna mnie zaskoczyć. A jednak wtedy wpada Ewa, cała na biało i mówi: Potrzymaj mi piwo.
I robi to za każdym razem.
Tak samo było i w tym przypadku.
Ewa dawkowała nam emocje, by na końcu przywalić nam z grubej rury. I to tak, że nie mam siły się podnieść. Chyba, że Matthew by mi pomógł.
Oooooo tak. Jezusicku i wszyscy święci.
Sami popatrzcie lub przeczytajcie, jak kto woli, jak na jego temat wypowiada się Jane:
(...) Mężczyzną, który osiągnął w życiu wszystko i wszystko posiadał. Kimś, komu zostało zabrane to, co miał najcenniejszego, a mimo to nie poddał się, żyje i radzi sobie dostatecznie dobrze. Mężczyzną, który popełnił błędy, ale zdaje sobie z tego sprawę i chce to naprawić. Kimś, kto uratował naiwną, nieostrożną dziewczynę i nie pozwolił odebrać jej czegoś, co posiada w sobie najcenniejszego. Jesteś człowiekiem, który stał się dla tej dziewczyny słońcem, a ono rozjaśniło szare i zimne dni jej życia. Człowiekiem, który dodał tym dniom kolorów i ciepła. Człowiekiem, dla którego chcę się uśmiechać i z którym chcę być. Kimś, dla kogo jestem w stanie poświęcić wszystko.
No i jak nie uwielbiać tego faceta??
No jak? Nie da się. Poprostu się nie da.
I wy też nie będziecie potrafili.
Chociaż były momenty. Ojjjj były.
Że miałam ochotę przyłożyć mu. Krzesłem. W twarz. Tak by nie wstał.
Z Jane również tak było. Generalnie zajebista z niej babka, ale momentami miałam ochotę strzelić jej z liścia. I to tak porządnie. By się dziewucha ogarnęła. Bo, czasami miałam wrażenie, że coś jej tam w główce, nie styka.
Tak wiem, że więcej jest tutaj o Matthew niż o Jane, ale chyba nikogo to nie dziwi.
Hellloooołłł. Jestem kobietą.
Przyznam wam się bez bicia, że miałam momenty. Miałam takie momenty, że jak zaczęłam płakać to nie mogłam przestać.
Retrospekcje z przeszłości Matta rozstrzaskały moje serce.
Dosłownie pękło ono na pół nad Christy i Charlotte.
To było.....a co ja wam będę pisać. Zamawiajcie i czytajcie. I sami się wtedy dowiecie co takiego stało sie z Christy i Charlotte.
Co do bohaterów mamy jeszcze Harta. W sumie to dwóch, bo jest ojciec i syn.
Cóż....jeden i drugi mógłby zdechnąć w piekle.
Tyle wam powiem.
Te dwa skurwysyny, bo inaczej tego nazwać nie można, to namiastka człowieka.
To....aż brak mi słów. Bo same epitety cisną mi się na usta.
Jest też Amanda, której nie da się nie lubić, Tracy i Travis. I każdego z nich musicie poznać.
Pamiętam, że do tej książki podchodziłam na luzie. Myślę sobie: a co mi tam. To Ewa. Znam jej pióro. Taaaaaaa. Bujaj las a nie nas. Okazało się, że gówno tam znam, a nie pióro Ewy.
Autorka nawet scenami seksu potrafiła mnie zaskoczyć.
Tak jak zawsze są on wysublimowane, ale jednocześnie z takim pazurem, że czytelnikowi robi się parno i duszno.
Jak na dłoni widać, że Ewa Pirce umie w seksy.
Czytając tę książkę miałam taką malutką nadzieję, że ona się nie skończy. Że ta historia będzie trwać i trwać, jak niekończąca się opowieść. I jak tylko doszłam do ostatniej strony to zrobiło mi się tak po ludzku smutno, że to już jest koniec. Koniec tej części. Bo to jeszcze nie koniec.
Jednak wiecie co zrobiłam...zaczęłam ją czytać od nowa. I potem jeszcze raz. I jestem pewna, że jak tylko dostanę wersję papierową, to przeczytam ją raz jeszcze. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że za każdym razem odkrywam w niej coś nowego, coś co mnie zachwyca.
Nie sposób pominąć faktu, że ,,Nie ma mnie bez Ciebie" to nie jest kolejne romansidło do poduszki. Ta powieść to połączenie wszystkiego co najlepsze w literaturze: romans, powieść obyczajowa z odrobiną kryminału/sensacji. A dodają do tego naprawdę poważne i ciężkie tematy jakie w swej powieści poruszyła autorka, mamy przepis na bestseller, bo inaczej tej książki nazwać nie można.
Pisząc o ,,Nie mam nie bez Ciebie" koniecznością napisanie jest o stylu w jakim napisana jest ta powieść. Gdy już myślę że Ewa mnie niczym nie zaskoczy, że znam jej styl na wylot, ona tworzy coś takiego. Ta książka jest kwintesencją wszystkiego co najlepsze. Istny majstersztyk, gdzie wszystko jest dopracowane w najdrobniejszych szczegółach. Skoro ,,Nie ma mnie bez Ciebie" jest tak idealne, to aż się boję sięgać po następne książki Ewy.
W sumie to bardzo się boję, ponieważ to zakończenie.
Matko i córko!!!!
Tak się nie powinno kończyć książki. To powinno być karalne.
Żeby tak czytelnika zostawić w zawieszeniu?
Ech...jak tu żyć??
Czy polecam????
No cóż to za głupie pytanie. Oczywiście, że tak.
Ewa Pirce stworzyła epicką powieść o miłości, zrozumieniu i drugich szansach. Stworzyła coś tak pięknego, tak realnego, że aż to boli. Boli to, że na miejscu głównych bohaterów może się znaleźć każdy nas. Każdy z nas może stracić wszystko co kocha. I jak na dłoni autorka pokazuje nam, że każdy z nas zasługuje na drugą szansę.
Nawet się nie zastanawiajcie, tylko zamawiajcie, ponieważ warto.
A ja nie rzucam słów na wiatr, i swojego logo byle gdzie nie daję.
cholercia czytając tę recenzję strach siegnąć po książkę. tyle tu emocji to przy książce koniecznie trzeba uzbroić się w chusteczki i pokój z wygłuszeniem. recenzja skłania do szybkiego biegu i zamawiania książki
OdpowiedzUsuńTa recenzja już raduje serce książkoholika :) Po tej recenzji, jeszczeeeeee bardziej pragnę przeczytać tą książkę, tylko kiedy mi się to uda, to już inna sprawa :) Może Mikołaj coś pomoże i od razu dwie książki Pani Ew w prezencie da ;) Pani Ewa cały czas zaskakuje w pozytywnym znaczeniu :) Z każdą kolejną powieścią my chcemy więcej, najlepiej od razu wskoczyć o 3 książkowe poziomy emocji wyższej, a Pani Ewa przy kolejnej książce, funduje nam skok o 6 poziomów emocji wyższej :) Bardzo dziękujemy za recenzję :) Beata B.
OdpowiedzUsuń