Zaglądającym na tego bloga Meghan March nie muszę przedstawiać. Na moim blogu znajdziecie opinię na temat każdej jej książki u nas wydanej, więc logiczne jest to że i tej nie mogło tutaj zabraknąć. Tym bardziej po zakończeniu, jakie zaserwowała nam autorka.
Przeszłość w naszym życiu odgrywa bardzo ważną rolę, nie ważne jak staramy się by było inaczej. Zazwyczaj w najmniej nieoczekiwanym momencie wraca ona do nas jak bumerang, by kopnąć nas w cztery litery. I tak samo jest w przypadku Lincolna i Whitney. To właśnie przez przeszłość nie mogą oni zaznać szczęścia.
Zakończenie pierwszego tomu sprawiło, że nie mogłam się doczekać kontynuacji losów naszych bohaterów. Bomba, która została na nich zrzucona sprawiła, że znowu przestali sobie ufać.
Przynajmniej Lincoln, bo jak babcię kocha, ten facet ma problemy z zaufaniem. Po części go rozumie, ponieważ tak został wychowany. I nie miał w swoim życiu pozytywnych wzorców, z których mógłby brać przykład. Jednak kobiecie, którą kocha, i która go kocha mógłby zaufać, ponieważ związek to zaufanie. W sumie to jak dla mnie może nie ufać swojemu bratu, ponieważ od razu widać, że ten facet kręci. Nie polubiłam go. Tak samo jak kuzynki Whitney. Ta dwójka to idealny przykład co zazdrość robi z człowiekiem. Nie wiem czy w następnym tomie się zmienią, ale mam nadzieje, że autorka przygotuje dla nich złego. No nie polubiłam ich. I zdania nie zmienię.
Co do bohaterów, to spodobało mi się, że Whitney pozbywa się już łatki cierpiętnicy. W tym tomie zaczęła się ona stawiać i pokazywać pazur. Na co bardzo czekałam, bo naprawdę miałam już dosyć jej użalania się na sobą.
Lincoln....zmienił się. Troszkę, ale zmienił. Spodobało mi się, że zaczął się stawiać matce, bo ta kobita, tak kobita, nie kobieta, jest OKROPNA. Łoooo Panie. Rozumiem, że nie polubiła wybranki serca swojego syna, ale to co ona odwalała woła o pomstę do nieba. No i w sumie spotkała ją zasłużona kara. I powiem wam, że na samej końcówce książki to się szeroko uśmiechnęłam. Może i nie powinnam, ale nie mogłam inaczej.
No i mój ulubieniec. Commodore Riscoff. Już w pierwszym tomie polubiłam głowę rodziny Riscoffów. A drugi tylko utwierdził mnie w tym przekonaniu. Pomimo wszystkiego potrafi on spojrzeć na niektóre rzeczy z dystansem. I zachować się jak należy. Mam tylko nadzieję, że Meghan March go nie uśmierci.
Przyznam wam, że ten tom jest lepszy niż jego poprzednik, chociaż i tak nie jest idealny. Za każdym razem gdy czytam książki autorki bluźnię w cały świat za mega krótkie rozdziały i brak opisów. Za każdym razem jest tak samo. I jestem więcej niż pewna, że przy trzecim tomie też tak będzie.
Tak jak przy poprzednich książkach, tak i tutaj Meghan ,,poleciała" schematem, ale w zupełności mi to nie przeszkadzało. Taki ma już styl pisania i nic na to nie poradzimy. Czytanie to ma być przyjemność i relaks. I czas spędzony z tą książką własnie taki był.
Czy polecam?
Pomimo wszystko tak.
To książka w sam raz na raz. A jeżeli ktoś czytał tom pierwszy, to tym bardziej powinien sięgnąć po drugi, bo sporo się w nim wyjaśnia. Nie wszystko, ale jednak zawsze coś.
P.S Czy Lincoln był taki grzeszny?
Za egzemplarz dziękuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz