piątek, 31 lipca 2020

Fallen Crest. Dom. Tijan Meyer. Cykl: Fallen Crest (tom 6)


Dziś bez wstępu. 
Bo po co.
Seria Fallen Crest to jedna z takich,  którą trzeba czytać w kolejności wydania, gdyż opowiada o tych samych bohaterach. 
Więc jak powiedziało się  A, to trzeba powiedzieć i B.

Powiem wam, że zakończenie z tomu piątego, Uniwersytet, sprawiło, że z niecierpliwością wyczekiwałam na tę część. 
Z pewnością pojawienie się Analise,  czy Anasuki jak nazywał ją Logan,  sprawiło zamieszanie w życiu Sam, Masona i reszty ich przyjaciół. 
Jak to wszystko się potoczyło??
Dowiecie się czytajac ten tom.

Powiem wam,  iż nie sądziłam,  że Tijan jeszcze mnie czymś w tym tomie zaskoczy. A jednak. Ma ona jakiś dar. Niby nic się nie dzieje. Wieje z książki nudą, a jednak czyta się ją z wypiekami na twarzy.
W sumie to mam jednak małe  ,,ale". Jednak nie jest ono skierowane do Tijan. A do wydawnictwa,  które wydaje tę serię.  Uważam,  że tom  5,5 czyli  Logan, powinien się u nas ukazać,  gdyż mamy tam pokazane jak Logan poznaje Taylor.  A jak dla mnie to bardzo ważny wątek tej historii,  ponieważ zostaje ona w życiu naszej paczki już do samego końca. 

Ten tom, przynajmniej w moim mniemaniu, skupia się na wyborach jakie muszą podjąć bohaterowie. Zaczynają oni patrzeć w przyszłość i zastanawiać się jaką drogę podejmą.  Widać,  że z książki na książkę bohaterzy dojrzewają.  Wiem, że pisałam to  w poprzedniej recenzji,  ale w tej książce jest tak samo. Dorastają. Muszą podejmować  racjonalne decyzję,  ponieważ swoim zachowaniem mogą zniszczyć to na co tyle lat pracowali: zaufanie i miłość. 

Przyznam się wam, że bardzo żałuję iż rozdziałów z perspektywy Masona było tak mało.  Szkoda, naprawdę szkoda. Jednak nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Gdy już go mamy to daje czadu. Dosłownie. Jestem pewna, że gdyby nie od Sam nigdy nie podjęłaby się   ,,pogodzenia" z matką.  Bo nie oszukujmy się Analise to suka.  I Anasuka idealnie do niej pasuje.

Bardzo spodobało mi się,  że w tym tomie powróciliśmy do Fallen Crest. Starzy znajomi, stare konflikty. Niby już to znam. A jednak czytało mi się to bardzo dobrze. 

Wielu czytelników nie lubi pióra Tijan. Ja wręcz odwrotnie.  Uwiebiam je. Dla mnie seria Fallen Crest to coś cudownego.
Niby nic się nie dzieje.  Niby troszkę nudno. A jednak czytam i czytam. I nie mogę odłożyć książki. 
A jeszcze zakończenie....nie wiem na co bardziej czekałam....na to co powie Sam czy trener Masona.
Tijan naprawdę udałoby się zabrać czyteknikom na nosie i sprawić,  że czekało się na zakończenie  tej serii jak na pierwszym gwiazdkę. 

Czy polecam??
Przecież to Fallen Crest. Będę to polecać zawsze i wszędzie. 
No i Mason. Chciałabym poznać takiego faceta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz