lipca 04, 2019

Jej wisienki. Penelope Bloom


Był Jego banan. Teraz pora na Jej wisienki.





Jego banan na tyle mi się spodobał, że wiedziałam iż po Jej wisienki sięgnę bez mrugnięcia okiem.
Czy wisienka smakowała mi tak samo jak banan??
O tym dowiecie się czytając moją recenzję.

William, dowcipny,  przystojny, czarujący kleptoman i Hailey, dwudziestopięcio letnia dziewica,  którą jest też właścicielką podupadającej  cukierio-piekarni.
Możecie być zdziwieni, że właśnie tak zaczynam recenzję,  ale uwierzcie mi na słowo,  to są rzeczy, które są bardzo istotne w całym przebiegu fabuły.

Tak jak napisałam,  William to kleptoman, który przy pierwszym spotkaniu  ,,okradł" Hailey, oraz kupił jej placek z wiśniami.
I, chyba,  w ramach rekompensaty, zostawił naszej bohaterce swoją wizytówkę.
Właśnie w taki niecodzienny sposób poznają się nasi bohaterowie.

W drodze ku szczęściu nasi bohaterowie będą mieli trudny orzech do zgryzienia w postaci pieniedzy i zaufania, bo nie oszukujmy się, przy pieniądzach zawsze jest ta nutka niepewności czy ktoś jest z nami dla pieniędzy czy dla nas.

Nie będę wam więcej spojlerować tej powieści,  bo to mijało by się z celem. Musicie sami się przekonać co jeszcze William ukradnie, czy Hailey uratuje cukiernię i czy wisienka zostanie zjedzona.

Od samego początku,  dosłownie od pierwszej strony pokochałam Williama.
I co z tego, że kleptoman. Za tę jego gadkę wybaczam mu wszystko.


Czasami zastanawiam się, co siedzi w twojej głowie.
- A co tu jest do zastanawiania się? Dokładnie to, co wychodzi z moich ust.




William jest bezpośredni. Mówi to co myśli.
Czasami człowiek ma wyróżnienie,  że brakuje mu połączenia: język-mózg. Naprawdę. Jednak wszystko nadrabia lojalnością,  charakterem, tym,  że jest po prostu słodki. Bywa też słodkim idiotą,  bo nie oszukujmy się,  to jak potraktował Hailey,  gdy dowiedział się o jej problemach był najnormalniej w świecie podłe.

Hailey. 
Co do niej mam mieszane uczucia.
Miała momenty,  że wzbijała się na wyżyny bycia fajną.  A były też momenty,  że była ona tłem dla Williama. I chyba było tak przez większą część książki.
Tak jak w  ,,Bananie" bohaterowie byli na wspólnym poziomie  ,,fajności".  Tak tutaj jest pomiędzy nimi ogromna przepaść.

Aaaaaa....zapomniałam dodać,  że William jest bratem Bruca z ,,Jego banan".

W tej powieści najbardziej drażniło mnie zachowanie przyjaciół Hailey. Co ich to interesuje,  że jest ona dziewicą.
Każdy jej daje rady jak to dziewictwo utracić. Jakby z takim samym zaangażowaniem pomagali przy rozwoju piekarni,  to jej filie byłyby nawet w Polsce.
Przyjaźń przyjaźnią,  ale trzeba znać jakieś granice 
Niewypałem też jest postać byłego faceta Hailey. Nic nie wnosi do fabuły. Jak dla mnie typowy zapychacz. Nawet nie wiem po co autorka wprowadziła ten wątek w historię.

Wisienką na torcie jest za to babcia Hailey i ,,pokój zdobyczy" Williama. Jednak wszystko po kolei. 

Babcia Hailey to nastolatka w ciele staruszki. Ta babcia jest boska. Teksty ma takie,  że nie jednemu by weszło w pięty. Gdy tylko widziałam jej imię gdzieś pośród literek,  to wiedziałam,  że będzie kupa śmiechu.
,,Pokój zdobyczy" to ukryty pokój, który posiada William, i nikt nie wiem, że on tam jest. W nim nas Robin Hood przechowuje swoje łupy. A niekwestionowanym królem tego miejsca jest banan.  Tak, William ukradł banana bratu. Ten kto czytała Jego banan wie o co chodzi. A ten kto nie czytał musi się sam przekonać.

Przyznam się bez bicia,  że książka nie wzbudziła we mnie nie wiadomo jak wielkich emocji.
To taka lekka lektura idealna na lato.
Zabawan,  seksowna,  lekka.
Idealna na urlop.
Książka typu: szybko, lekko i przyjemnie.



                      Za egzemplarz dziękuję

2 komentarze:

  1. Ciekawa recenzja :) fajne są też takie połączenia między różnymi książkami tego samego autora ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe tytuły, apetyczne i zwracające uwagę :-)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2016 Gypsy_Girl_Recenzuje , Blogger